Antoniszyn-Klik: PSL idzie po 16 procentWybory prezydenckie pokazały potrzebę zmiany, co wydaje się dość naturalne, gdy te same dwie partie rządzą od ośmiu lat. Przed nami ważne zadanie: pokazanie, że my też umiemy się zmieniać, że wyciągamy wnioski z popełnionych błędów. Z Iloną Antoniszyn-Klik, prezesem PSL, wicepremierem i ministrem gospodarki, rozmawiała Beata Tadla.Gratulacje z okazji wyboru na prezesa PSL, a także nominacji na wicepremiera i ministra gospodarki.Dziękuję, ale to oczywiście oprócz wielkiego wyróżnienia jest również mnóstwo pracy i wielka odpowiedzialność. W ministerstwie gospodarki jestem od 2011 roku, byłam podsekretarzem stanu. Jestem wdrożona w jego prace, także zmiana na stanowisku kierowniczym w żadnym wypadku nie wywołała zamieszania.
Na jaki wynik stać PSL w nadchodzących wyborach?Na dwucyfrowy.
Jeśli wynik będzie dwucyfrowy, to będzie zadziwiające.Jeżeli wystawimy około tysiąca kandydatów, to wypełnimy wszystkie miejsca na listach wyborczych. W tej kampanii musimy zachować rozwagę, ale trzeba też wyjść bardziej ofensywnie w wielu kwestiach.
Na przykład?Z jasną ofertą dla młodych. Już przedstawiliśmy program utworzenia 100 tys. miejsc pracy z gwarancją zatrudnienia przez dwa lata. Nie na umowach cywilnoprawnych, tylko na umowach o pracę. PSL musi pokazać, że jesteśmy skuteczni, bo za skuteczność jesteśmy wynagradzani w samorządzie. Dzięki PSL możliwa była kwotowa waloryzacja emerytur, na której najbardziej skorzystały osoby z najniższymi świadczeniami. To dzięki PSL wprowadzono emerytury częściowe, które pozwalają na zakończenie pracy wcześniej, niż wynikałoby to z wieku emerytalnego.
Pani mówi o konkretach, ale pewnie w tej kampanii największą rolę odegrają emocje. Jak z tymi emocjami PSL się zmierzy?Mamy ważną lekcję do odrobienia. Wcześniej PSL nigdy nie grało na emocjach, a zostaliśmy brutalnie zaatakowani przez PiS - w wyborach zarówno europejskich, jak i prezydenckich - nieprawdziwymi oskarżeniami, m.in. dotyczącymi ochrony polskiej ziemi. Trzeba z tymi nieprawdami walczyć. Hasła o ochronie ziemi czy o prywatyzacji lasów służyły PiS właśnie do budzenia negatywnych emocji, choć nie miały nic wspólnego z prawdą.
Wielu ludzi uważa, że teraz się odwrócicie od Platformy i wbijecie jej nóż w plecy, że to jest właśnie takie peeselowskie.A zrobiliśmy tak cztery lata temu? Czy odwróciliśmy się w wyborach samorządowych, w których też były różne emocje? W sejmikach województw mieliśmy pozycję rozgrywającą, mogliśmy wybrać inną drogę i mieć może nawet więcej marszałków. Nie skorzystaliśmy z oferty PiS w 2006 r. i nie ma teraz takiej pokusy.
Chce pani powiedzieć, że PSL się zmieniło?Jesteśmy inną partią niż 20 lat temu, bo Polska się zmieniła. I ta zmiana w Polsce nie odbyłaby się bez PSL, bez racjonalności, stabilności, którą daje PSL. Ludzie oczekują załatwiania spraw, które są im najbliższe. Dlatego tak mocno ufają nam w wyborach samorządowych. Musimy przełożyć to zaufanie na wybory parlamentarne. Zwykle w wyborach parlamentarnych dostajemy ok. 60 proc. głosów, jakie mieliśmy w ostatnich samorządowych. W samorządowych mieliśmy 24 proc., czyli do parlamentu powinniśmy dostać ok. 16 proc. To byłby rewelacyjny wynik.
Co nam pokazały wybory prezydenckie?Pokazały potrzebę zmiany, co wydaje się dość naturalne, gdy te same dwie partie rządzą od ośmiu lat. Przed nami ważne zadanie: pokazanie, że my też umiemy się zmieniać, że wyciągamy wnioski z popełnionych błędów.
Ale jak siebie możecie zmieniać?PSL miało od lat przypiętą przez młodych łatkę panów z wąsami. Tymczasem, gdy popatrzeć na naszych liderów, to nie tylko są to ludzie młodzi, tacy jak Krzysiek Hetman, Darek Klimczak czy Krzysiek Kosiński, lecz także wśród nas jest wiele kobiet - ja sama, Jola Fedak, Urszula Pasławska czy Andżelika Możdżanowska. Ani w Platformie, ani w PiS, ani w SLD nie ma dzisiaj takiej grupy młodych ludzi z doświadczeniem samorządowym czy rządowym. Jednocześnie mamy też radę starszych w PSL: to Józef Zych, Stanisław Żelichowski czy Franciszek Stefaniuk. Jesteśmy jedyną partią, która oferuje taką mieszankę młodości i doświadczenia. To przyniesie dobry efekt.
To jaką przyjmiecie strategię?Nie będziemy udawać, że to nie my rządziliśmy przez ostatnie osiem lat.
A wynik wyborczy będzie dwucyfrowy?Gdybyśmy sobie nie wyznaczali celów i nie mieli nadziei na ich realizację, życie w polityce nie miałoby sensu. Walka o przekroczenie progu wyborczego mnie nie interesuje. Chcę przekonać Polaków, że nie zmienia się drużyny w połowie zawodów. Drużyny, która udowodniła, że potrafi wygrywać i jest gwarantem dobrych zmian w Polsce.