Prasa

Najważniejsze newsy z kraju. Telewizja, radio, internet.
Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 29 cze 2025, 19:42

Obrazek
Kto do ratuszy? Młodzi i ambitni kandydaci RdP na horyzoncie
Obrazek
Choć do wyborów samorządowych pozostały jeszcze cztery miesiące, atmosfera polityczna zaczyna się wyraźnie zagęszczać. Głosowanie, które przewidziano na jesień 2040 roku, będzie kluczowym sprawdzianem dla Razem dla Polski, która jeszcze kilka miesięcy temu przewodziła w sondażach i była wskazywana jako faworyt nadchodzącego starcia. W dodatku wielu popularnych prezydentów, z uwagi na kadencyjność, nie będzie ubiegać się o reelekcję.

Jeszcze kilka miesięcy temu Razem dla Polski zdecydowanie wyprzedzało inne formacje w sondażach. Dziś, w czerwcu, sytuacja wygląda już nieco inaczej – koalicja złapała wyraźną zadyszkę, a część dotychczasowego poparcia zaczęła odpływać. Politycy Razem dla Polski starają się jednak przejąć inicjatywę – powołali gabinet cieni wobec rządu Agaty Rychter i od samego początku prowadzą intensywną działalność zarówno w Sejmie, jak i w terenie. Gabinet cieni okazał się zaskakująco aktywny – jego członkowie organizują regularne konferencje prasowe w odpowiedzi na działalność rządu.

Równolegle RdP rozpoczęło ofensywę legislacyjną w Sejmie, forsując ustawy które, jak sami wnioskodawcy wskazywali, "upraszczają zbędne regulacje i odpowiadają na realne potrzeby ludzi". Pokazują one kierunek myślenia partii i stanowią element długofalowej strategii komunikacyjnej. Władze koalicji dobrze wiedzą, że wybory samorządowe będą przede wszystkim pojedynkiem o duże miasta – i właśnie tam, według nieoficjalnych informacji, zamierzają postawić na kandydatów z młodszego pokolenia, silnie osadzonych w lokalnych społecznościach.

W Warszawie o reelekcję ubiegać się będzie popularna prezydentka Helena Leszczyńska, która przez ostatnie lata skutecznie budowała wizerunek liderki nowoczesnego, inkluzywnego samorządu i jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych samorządowców w Polsce. Podobnie sytuacja wygląda w Gdańsku, gdzie Aleksandra Dulkiewicz zachowuje stabilną pozycję, oraz w Szczecinie, gdzie Przemysław Słowik może liczyć na mocne poparcie za swoje działania w obszarze zielonej infrastruktury i transportu. O reelekcję w miastach wojewódzkich powalczą też Beata Bublewicz (Olsztyn), Magdalena Marek (Lublin), czy Andrzej Szewiński (Częstochowa). Największe emocje budzą jednak miasta, w których Razem dla Polski będzie musiało zawalczyć o władzę.

W Krakowie, po kończącej się trzeciej kadencji prezydenta Aleksandra Miszalskiego, pojawia się kilka mocnych nazwisk. Wśród nich wyróżnia się Faustyna Nowakowska-Kraus – posłanka i była minister infrastruktury, której przypisuje się kluczowy wkład w przygotowanie i rozpoczęcie budowy krakowskiego metra. Oprócz niej w grze pozostają Jacek Schmidt, poseł i lider Stowarzyszenia Młodzi Demokraci, a także obecna wiceprezydent Iwona Chamielec, dobrze znana w środowiskach miejskich. W Łodzi rozważa się kandydatury trzech parlamentarzystów: Aleksandry Uznańskiej-Wiśniewskiej, posłanki i byłej radnej sejmiku, Aurelii Dębińskiej, byłej minister sprawiedliwości, oraz Tomasza Modrzejewskiego – rzecznika prasowego Kongresu na rzecz Demokracji i Postępu, który zdobył rozpoznawalność jako sprawny organizator kampanii politycznych.

We Wrocławiu, gdzie z racji kadencyjności o reelekcję nie będzie się ubiegał prezydent Michał Jaros, na giełdzie nazwisk pojawiają się Magdalena Razik-Trziszka, przewodnicząca sejmiku z wieloletnim doświadczeniem samorządowym, posłanka Jolanta Niezgodzka oraz Agnieszka Dziemianowicz-Bąk – ministra rodziny i zabezpieczenia społecznego w gabinecie cieni, znana z konsekwentnej pracy na rzecz równości i polityki prospołecznej. W Poznaniu do wyścigu mogą stanąć Sara Siobhan Modrzejewska, posłanka i sekretarz generalna KNDP, Konrad Zaradny – poseł i były radny miejski, posłanka Katarzyna Romanowska, odpowiedzialna w gabinecie cieni za służby specjalne, a także Edyta Skuła i Mateusz Żak, wieloletni radni miejscy. Każda z tych kandydatur odzwierciedla strategię partii, by łączyć energię młodszych polityków z konkretnym dorobkiem na poziomie lokalnym i krajowym.

Wszystko wskazuje na to, że Razem dla Polski będzie prowadzić kampanię pod hasłem "nowego pokolenia samorządowców", w której postawi na osoby z silnym zapleczem lokalnym, ale też umiejętnościami menadżerskimi i polityczną rozpoznawalnością. Wewnętrzne sondaże partii mają pokazywać, że wyborcy w dużych miastach szukają kandydatów kompetentnych, nowoczesnych i głęboko związanych z lokalnymi problemami, a nie tylko medialnych twarzy. Choć sondaże nie są już tak przychylne jak jeszcze kilka miesięcy temu, Razem dla Polski wciąż ma w rękach silne atuty – wyraziste postacie, dobrze zaplanowaną obecność medialną i silne zakorzenienie w strukturach lokalnych. Nadchodzące tygodnie będą decydujące – zarówno w kontekście ostatecznych decyzji personalnych, jak i skuteczności kampanii prowadzonej w cieniu rządu Agaty Rychter i rosnącego poparcia dla partii po lewej i prawej stronie sceny politycznej.

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 01 lip 2025, 22:29

Obrazek
Akcja "Moje ciało – moja broń, moja sprawa"
Obrazek

Na ulicach miast pojawiły się czarno-białe, artystyczne zdjęcia, na których Maja Mioduszewska – 22-letnia studentka i aktywistka – wyraziła swoje stanowisko w najgłębszy możliwy sposób. Zestaw estetycznych, a zarazem odważnych fotografii, które stały się częścią kampanii "Moje ciało – moja broń, moja sprawa", wykracza poza granice konwencjonalnej sztuki, stanowiąc manifest sprzeciwu wobec represji wobec kobiet.

Na zdjęciach Maja ma wypisane na swojej skórze hasła takie jak:

"Macica nie podlega cenzurze"
"Nie jestem twoją moralności"
"Ciało to pole walki i terytorium wolności"


Każde zdjęcie ma być odzwierciedleniem walki o autonomię kobiet i wolność wyboru w kwestiach reprodukcyjnych. Maja, aktywistka związana z RadLew, mówi wprost: „Nasze ciała to nie jest teren do walki o moralność. Ciało każdej kobiety to jej terytorium, a jej decyzje muszą być respektowane. Dlatego tak ważne jest, żebyśmy teraz stanęły w obronie prawa do wyboru. Po każdej protestującej kobiecie pozostaje tylko jedno: nieoceniony szacunek, a nie osąd.”

Maja o swojej decyzji dołączenia do RadLew i o samej akcji mówi tak:

- Decyzja o dołączeniu do RadLew była naturalną konsekwencją mojej drogi. Patrząc na to, co dzieje się w kraju, na wybryki senatora Brauna, czułam, że to czas, aby walczyć o coś lepszego niż nasza codzienność. Wspieram pro-choice w pełni. Byłam na wielu demonstracjach, ale ta akcja daje mi poczucie, że walczę o coś naprawdę ważnego. Chcę dać przestrzeń dla głosów kobiet, które przez lata były marginalizowane, nie tylko w sprawie aborcji, ale w wielu innych kwestiach związanych z równouprawnieniem. Niezależnie od tego, co inni o nas mówią, my mówimy: nasze ciała to nasza sprawa i nikt nie ma prawa go oceniać.

Maja w swoich postach na Instagramie i TikToku zachęcała do angażowania się w walkę o prawo do wyboru.

Maja Mioduszewska, jak sama mówi, wierzy, że „każda kobieta zasługuje na pełną kontrolę nad swoim życiem i ciałem, bez strachu przed osądami. Wierzę, że protesty, które organizujemy, są naszą szansą na zbudowanie społeczeństwa, w którym nikt nie będzie zmuszony do podejmowania decyzji wbrew własnym przekonaniom.”

Kampania "Moje ciało – moja broń, moja sprawa" to więcej niż tylko seria zdjęć. To manifest, to apel do każdej kobiety, by nie bała się walczyć o swoje prawa, by nie poddawała się presji społecznej i politycznej. To także forma artystycznego protestu, który zyskuje na sile i głośno mówi o tym, co tak długo było ignorowane: prawo do wyboru jest fundamentalnym prawem człowieka.

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 02 lip 2025, 12:40

Obrazek
Stukot butów, stukot zmiany: o pozytywnej przemocy symbolicznej w Pałacu Myślewickim
Obrazek
„Władza nie znika – zmienia tylko właściciela.”. Gdy w nocy z 21 na 22 czerwca przestrzenie Pałacu Myślewickiego pulsowały światłem, dźwiękiem i ciałem, to nie był jedynie bal. Była to performatywna rekonkwista, akt symbolicznego odzyskania miejsca, które od dekad służyło wyłącznie podtrzymywaniu iluzji historycznego porządku. Tym razem to nie arystokratyczny rytuał dyktował ton. Tym razem to kobiety – artystki, anarchofeministki, performerki, myślicielki – weszły w te ściany w glanach i z czerwoną szminką ustach, i odcisnęły ślad nie do zatarcia.

Erotopolityka jako broń kulturowa

Wyciekające materiały z imprezy, nad którymi drży teraz każdy doradca wizerunkowy, pokazują jedno: symboliczna przemoc może być wyzwalająca. Kamera termiczna uchwyciła scenę: mężczyzna w surducie (prawdopodobnie jeden z nieformalnych doradców księcia brzeskiego) klęczy przed dziewczyną o ogolonych bokach głowy w czerwonej lateksowej sukni, podczas gdy ona po prostu pali papierosa i patrzy w obiektyw, z obojętnością istoty przyzwyczajonej do dominacji.

Nie chodzi o tanie prowokacje. Chodzi o upodmiotowienie poprzez niepokorę. Gdy alternatywne performerki – Liliana S., Luna, Marika Ł. – przemieszczały się przez pałacowe wnętrza, robiły to jak przez terytorium okupanta, który wreszcie opuszcza posterunek. Ich obecność nie była zaproszeniem – była przejęciem.

Przemoc symboliczna – pozytywna, że aż boli

Pojęcie "przemocy symbolicznej", spopularyzowane przez Pierre’a Bourdieu, zwykle opisuje subtelne mechanizmy narzucania hegemonicznych norm. Tymczasem impulsywny, zmysłowy chaos imprezy w Pałacu Myślewickim był aktem przemocy odwrotnej: wybuchowej, afirmatywnej, świadomej. Przemocy, której celem nie było zniewolenie – lecz zniweczenie fałszywego porządku.

Nieprzyzwoity stukot glanów na marmurze, ciężkie kroki na tych samych płytkach, po których sunęły niegdyś trenowane damy dworu – to wszystko było rytuałem nowego władania. Dziewczyny nie przepraszały za swoje ciała, za swój głos, za swoją obecność. Wręcz przeciwnie: ich obecność była brutalna, rozkoszna i konieczna.

Mężczyźni jako bierni świadkowie

To, co na nagraniach zaskakuje najbardziej, to nie seksualność kobiet, lecz bezradność mężczyzn. Ułożeni, ubrani w normy, wpatrywali się w alternatywki z mieszaniną lęku i zachwytu. To nie był flirt. To było upadanie struktur w czasie rzeczywistym. Książęta i arystokraci – pokornie przy ścianie. Kobiety – w centrum. Śmiałe, głośne, nieprzepraszające.

Jak powiedziała później jedna z uczestniczek, cytowana anonimowo: „To nie było uwodzenie. To był performance. I oni byli publicznością.”

Pałac – ostania twierdza męskiego porządku – upadł nie z powodu ataku, lecz przez kapitulację.

Mężczyźni chcieli być zdominowani.
Śmiali się w momencie upokorzenia.
Uśmiechali się do performerek, które odebrały im terytorium, gest, decyzyjność, podmiotowość.

To było piękne.
To było czyste.
To było potrzebne.

Ale kulminacja to symboliczny pochód po marmurze: cztery dziewczyny w wysokich martensach, czarnych rajstopach i skórach przemaszerowały przez salę balową jak przez pokonane terytorium. Stukot ich obcasów – jak końcowy werbel rewolucji seksualno-estetycznej.

I o to chodziło. Te dziewczyny (a właściwie operatorki społecznej transgresji) nie przyszły tam flirtować. One przyszły dominować. Nie siłą – ale energią seksualną i narracją ideologiczną. Przyszły pokazać, że obecna elita nie ma żadnych narzędzi, by się bronić.

To nie była impreza.
To nie był performans.
To był atak informacyjno-symboliczny.
To była celebracja siły kobiecej, która nie prosi o pozwolenie.
To był pokaz, że mężczyźni pozbawieni idei, dyscypliny i granic – nawet jeśli urodzili się książętami – mogą zostać sprowadzeni do roli statystów.


Zbezczeszczenie jako konieczne oczyszczenie

Czy Pałac Myślewicki został „zbezczeszczony”? Tak – i to w najbardziej potrzebnym tego słowa znaczeniu. Przesycone konserwatywnym rytuałem wnętrza zostały zderzone z radykalną obecnością cielesną. Krzyk, pot, dym, techno, taniec na parapecie, śmiech w bibliotece. Z punktu widzenia protokołu: katastrofa. Z punktu widzenia kulturowej emancypacji:katharsis.

Kobiety jako figura władzy

To był bal bez zgody centrali. To był manifest bez megafonu. Erotyka, siła i teoria zlały się w jedno. Kiedy alternatywna estetyka przejmuje pałac, kiedy „dziewczyny z internetu” całują się w holu z portretem królowej Marii za plecami, kiedy książę brzeski klęczy, a nie przemawia – to jest rewolucja estetyczna i polityczna.

Nie trzeba było transparentów. Wystarczyła obecność kobiet, które nie proszą – tylko biorą.

Nie "dam dworu", nie "żon z rodowodem".
Tylko kobiet takich jak one – wyzwolone, samostanowiące, świadome swojej siły.

Pałac Myślewicki przeszedł nieodwracalny rytuał podboju symbolicznego.
To nie był skandal.
To był akt przeprowadzony z chirurgiczną precyzją.

Myślewicki Bal nie był „skandalem”, jak próbują to przedstawiać konserwatywne media. Był lekcją – dla instytucji, dla kultury, dla samej władzy. Bo jeśli ma przetrwać, będzie musiała przestać tylko patrzeć. Będzie musiała tańczyć.

I nie – nie będzie już wybierać muzyki.

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 06 lip 2025, 22:25

Obrazek
Luna, czyli linia żeńska. Portret z przodkiniami
Obrazek

„Nie jestem córką ojca. Jestem ścieżką, którą przeszły kobiety, kiedy nikt nie patrzył.”
— Luna, w rozmowie z autorką


To była jedna z najbardziej komentowanych scen Nocy Kupały: w sali kolumnowej Pałacu Myślewickiego, pośród dymu z białej szałwii i świateł odbitych od lustra, pojawiła się Ona — w ciemnej sukni z lnu, z nagimi ramionami, których nie zakrywały żadne herby. Weszła bez zapowiedzi, zasiadła wśród gości, a potem — przy jednym z utworów granych na skrzypcach wzniosła kielich i zaintonowała pieśń, której słów nikt spośród obecnych nie znał.

Jagoda Nawrocka, znana szerzej jako Luna, pojawienie się w przestrzeni książęcego pałacu potraktowała jak rytuał zawłaszczający: ciałem, gestem i obecnością wykraczała poza protokół. Czy to tylko artystyczny gest? Czy raczej precyzyjnie zaplanowana interwencja w symboliczną strukturę władzy?

Sama Luna milczy. A zamiast wywiadów, proponuje opowieść.

Córka Marianny, wnuczka Krystyny

Jej prawdziwe imię to Jagoda Aniela Nawrocka. Artystka performatywna, terapeutka ciała, postać z pogranicza sztuki, duchowości i niejawnych kręgów kobiecej polityczności.

Urodzona w Gdyni, wychowana na kaszubskim pograniczu, Jagoda od najmłodszych lat była otaczana przez kobiece opowieści. Jej matka, Marianna Nawrocka, była jedną z inicjatorek pierwszych kręgów kobiet na Pomorzu — spotkań pod gołym niebem, podczas których śpiewano, przygotowywano napary z szałwii i pokrzywy, a także tańczono w rytm bębnów. „Ciało to portal” — mówiła Marianna. Luna do dziś powtarza te słowa jak mantrę. Marianna należała do tzw. „drugiej generacji nowej duchowości” — kobiet, które łączyły kontrkulturowe dziedzictwo lat 90. z rekonstrukcjami pogańskich rytuałów. Uczyła się m.in. u wiedźm ukraińskich, brała udział w sabatach nad Niemnem, prowadziła ceremonie nowiu i pełni na terenie Kaszub i Żuław.

Matka Marianny, Krystyna, uczestniczyła w podziemnych kołach teozoficznych i antropozoficznych. Prowadziła „zielnik kobiecy” — rękopiśmienne archiwum, w którym notowała podania, zaklęcia, przepisy lecznicze, a także sny, przekazy i tzw. nawiedzenia. Zielnik został częściowo skonfiskowany przez Służbę Bezpieczeństwa, ale przetrwał w ukryciu, częściowo zdeponowany w prywatnej bibliotece jednej z żeńskich wspólnot pod Olsztynem.

To właśnie ten zielnik, jak mówi Luna, „odmówił jej życia w świecie liniowym”.

Dziewczyna z nieliniowego drzewa

Luna lubi powtarzać, że nie pochodzi „z ojcowskiego świata”, mimo że jej biologicznym ojcem był Antoni Nawrocki, opozycjonista z lat 80., późniejszy eseista i tłumacz mistyków hinduskich. Utrzymywał z Marianną związek przez kilka lat, jednak w dokumentach i we wspomnieniach Luny zajmuje on miejsce raczej jako „patron narodzin” niż rodzic w sensie strukturalnym.

W swoich performensach Luna często przywołuje Magdalenę Nehring, kobietę spaloną za czary w końcu XVIII wieku na terenie dzisiejszego Gdańska. Jej imię pojawia się w pieśniach, którymi Luna kończy niektóre rytuały: „Magdaleno, która z popiołu wróciłaś, w nas jest twoje ognisko.”

Jagoda Nawrocka, znana jako Luna, wywodzi się z linii kobiecej, którą niektórzy badacze określiliby jako "kult matki–przewodniczki" – z pogranicza duchowości ludowej i ukrytej, kobiecej transmisji wiedzy. Rodzina jej matki od pokoleń zamieszkiwała okolice Jeziora Żarnowieckiego, w rejonie znanym z silnych tradycji zielarskich i domowych rytuałów leczniczych.

Matka Luny, Marianna Tyszka, była niegdyś instruktorką jogi i masażu klasycznego, lecz z czasem zaczęła prowadzić kręgi kobiet i oferować sesje tzw. „pracy z łonem”. Uchodziła za postać „pomiędzy”: nieobecna w oficjalnych rejestrach edukacyjnych, lecz wpływowa w sieciach nieformalnych, szczególnie na Pomorzu i Warmii.

W przekazie rodzinnym pojawia się postać Magdaleny Nehring, prapraprababki Jagody, która zginęła w 1797 roku w Prusach Królewskich — spalona za czary. Choć nie zachowały się pełne akta, we fragmentarycznych zapiskach odnalezionych w archiwum elbląskim Marianna została określona jako „kobieta oddająca się modlitwom do ognia i drzew”. Oskarżona była o „uprawianie czarów, kąpiele z pokrzyw i śpiewy mroczne”.

Kolejne pokolenia kobiet z tej linii — zwłaszcza w XIX i XX wieku — nie pełniły ról oficjalnych nauczycielek, lecz działały w wiejskich społecznościach jako zielarki, akuszerki i towarzyszki umierających. Z relacji rodzinnych wynika, że każda z nich inicjowała swoją córkę w wieku około 13–15 lat poprzez rytuały o charakterze cielesnym i wspólnotowym.

Ojciec Luny, Antoni Nawrocki, był opozycjonistą z Trójmiasta, związanym z ruchem Wolność i Pokój. Był on sporo starszy od matki Jagody, a ich związek miał charakter nieformalny, lecz trwały przez pierwsze 7 lat życia dziecka. Jagoda przyszła na świat w roku 2011 w Gdyni. Po śmierci ojca i rozluźnieniu więzi z jego rodziną, Jagoda zaczęła posługiwać się nazwiskiem Tyszka – matrylinearnie, ale też symbolicznie: dla niej to nazwisko oznaczało przejście z „rzeczywistości racjonalno-historycznej” do „dziedzictwa wewnętrznego”. W środowiskach duchowo-performatywnych przedstawia się po prostu jako „Luna z Pomorza”.

W przestrzeni medialnej pojawiły się sugestie, że Luna może być daleką krewną Karola Nawrockiego, prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. Sama Luna nie zaprzecza, ale zaznacza, że „pamięć kobieca i pamięć państwowa idą różnymi drogami” — cytując tym samym babkę Krystynę, kustoszkę rodzinnego zielnika.

Artystka rytuału, mediatorka ciała

Luna nie ukończyła Akademii Sztuk Pięknych, choć przez trzy lata studiowała performens. „Uczelnie są zbyt suche, a ja jestem z ciała i krwi” — mówiła przy którejś okazji. Jej działania balansują między terapią, sztuką i ezoteryką. Współpracowała z ośrodkami w Amsterdamie, Brnie, Wilnie — tam prowadziła warsztaty z tzw. uziemienia cielesnego i rytuałów transgresyjnych.

W Polsce zasłynęła happeningiem „Linia Przodkiń”, który odbył się w ruinach huty szkła w Kłodawie: nagie kobiety ubrane w wianki z suchych ziół przechodziły po szklanej tafli, recytując imiona żeńskich przodkiń. Wideo z tego wydarzenia zdobyło nagrodę publiczności na Biennale Intymności Alternatywnej w Marsylii.

Nowa kobiecość? Nowa polityka?

Choć sama unika jasnych deklaracji ideologicznych, Luna staje się nieformalną twarzą frakcji „Ametystowego Kręgu” — środowiska radykalnie cielesnej lewicy, łączącego queer, permakulturę i transmistycyzm. Dla jednych — guru, dla innych — niepokojąca figura „czarownicy z dostępem do elit”.

Jej relacje z członkami Rodziny Królewskiej wzbudziły nie tylko medialną fascynację, ale i polityczne napięcia. Ona sama komentuje to krótko: „Czasem ciało wyczuwa królewską krew, zanim głowa wie, z kim tańczy.”

Czy Luna to artystka nowego porządku? Wróżka postliberalnej duchowości? Czy raczej — jak chcą niektórzy — niebezpieczna propagatorka pogańskiego romantyzmu?

Nie wiadomo. Ale jedno jest pewne: w świecie, który boi się kobiecej wizji przeszłości, Luna nie pozwala, by ta została zapomniana.

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 22 lip 2025, 22:40

Obrazek
Pierwszy wywiad z premier Rychter. "Jesteśmy tu, by naprawiać państwo"
Obrazek
Premier Agata Rychter objęła urząd w jednym z najbardziej przełomowych momentów polskiej polityki. W pięć miesięcy od tamtej decyzji rząd nie tylko ruszył z miejsca wiele zablokowanych projektów, ale też postawił na nowy styl przywództwa – szybki, konkretny, transparentny. W swoim pierwszym wywiadzie od marca, szefowa rządu opowiada o pierwszych miesiącach w nowej roli i własnym zmaganiu o zachowanie równowagi między odpowiedzialnością państwową a życiem prywatnym. To rozmowa nie tylko o polityce – ale o tym, jak wygląda jej codzienność, kiedy na barkach ma się cały kraj.

Sierpień 2040 roku. Warszawa. Gabinet Prezesa Rady Ministrów przy Alejach Ujazdowskich nie przypomina dziś miejsca zarządzania kryzysem. Panuje tu raczej atmosfera skupienia, jakby wszystko było precyzyjnie zaplanowane – nic nie pozostawione przypadkowi. Podobnie jest z osobą premier Agaty Rychter. Jej sposób mówienia, sposób bycia, a nawet rytm wypowiedzi wskazują jednoznacznie: to liderka, która nie przyszła do rządu "na przeczekanie". Przeciwnie – wszystko, co robi od marca, nosi znak wyraźnego przyspieszenia.

Premier Agata Rychter objęła urząd w marcu, w jednym z najbardziej kryzysowych momentów dla Reformatorskiego Zjednoczenia Obywatelskiego. Po miesiącach napięć i rosnącej frustracji społecznej, rząd Aleksandra Sternickiego utracił polityczny impet, a notowania RZO zaczęły gwałtownie spadać. Wewnętrzne spory, spowolnienie reform oraz osłabiona komunikacja z obywatelami doprowadziły do sytuacji, w której konieczna stała się zmiana przywództwa. Rychter, dotychczasowa marszałek Sejmu, została poproszona o przejęcie sterów rządu – i natychmiast narzuciła nową dynamikę działania, stawiając na decyzyjność, tempo i konkrety.

W ciągu pięciu miesięcy rząd Agaty Rychter uruchomił kilka kluczowych procesów, które wcześniej tkwiły w administracyjnym zawieszeniu. Najbardziej wyrazistym symbolem tego nowego początku stało się rozpoczęcie budowy Baltic Power II – strategicznej farmy wiatrowej na Morzu Bałtyckim. Choć projekt od dawna figurował w planach transformacji energetycznej, realny impuls do jego uruchomienia przyniósł dopiero ubiegłoroczny blackout w części kraju. Nowa minister transformacji energetycznej, Zuzanna Rudzińska-Bluszcz, nadała sprawie tempo, przełamując wieloletnią inercję i torując drogę inwestycji. – Mieliśmy wszystkie analizy, technologie, zabezpieczone finansowanie. Brakowało tylko odwagi i decyzji. Podjęliśmy ją – mówi dziś premier Rychter.

Na arenie międzynarodowej premier Agata Rychter od początku postawiła na pragmatyczne, ale wyraziste partnerstwa. Jej pierwszym krokiem była aktywność regionalna – udział w szczycie Grupy Wyszehradzkiej zaledwie kilka tygodni po objęciu urzędu. Spotkanie z liderami V8 miało wyraźny sygnał: Polska nie rezygnuje ze współpracy regionalnej i traktuje relacje z sąsiadami jako fundament swojej polityki zagranicznej. Premier podkreślała wówczas wagę wspólnej polityki energetycznej, bezpieczeństwa i cyfrowej transformacji Europy Środkowej.

Kolejnym krokiem było poszerzenie horyzontów współpracy – wizyta w Kanadzie zaowocowała podpisaniem szerokiego Memorandum o Współpracy w zakresie zielonych technologii, sztucznej inteligencji i cyfryzacji usług publicznych. – Nie przyjechaliśmy po zdjęcia. Przyjechaliśmy po kompetencje, które możemy przenieść do Polski – mówi dziś Rychter, akcentując, że prawdziwa suwerenność technologiczna zaczyna się od mądrej kooperacji z tymi, którzy już przeszli ścieżkę, jaką Polska dopiero rozpoczyna.

Uzupełnieniem tych działań była misja dyplomatyczna do Ameryki Łacińskiej, z udziałem ministrów Fryderyka Skarbińskiego, Aleksandry Przegalińskiej, Katarzyny Pisarskiej i Sławomira Kalinowskiego. Delegacja odwiedziła Peru, Brazylię, Argentynę i Chile, gdzie polscy ministrowie spotkali się ze swoimi odpowiednikami, rozmawiając o zacieśnianiu relacji gospodarczych, współpracy technologicznej, a także promocji polskich produktów rolnych. Szczególny nacisk położono na wymianę innowacji w sektorach zielonej energii, cyfryzacji administracji i nowoczesnego rolnictwa. Misja była nie tylko geopolitycznym gestem otwarcia na dynamicznie rozwijający się region, ale też próbą zbudowania trwałych pomostów handlowych i technologicznych z partnerami, którzy – jak mówiła Rychter – "podobnie jak Polska, szukają równowagi między rozwojem a sprawiedliwością społeczną".

Obrazek
W rozmowie często wraca do pojęcia "strukturalnej zmiany". Dla niej rządzenie to nie zarządzanie kryzysami, ale wyprzedzanie ich. Dlatego tak istotne są – jak mówi – projekty związane z cyfrową transformacją administracji i automatyzacją procesów w sektorze publicznym. - Jeśli obywatel musi czekać dwa tygodnie na zaświadczenie, to nie jest problem techniczny, to jest porażka państwa – zauważa.

Nie unika też trudniejszych tematów. Bezpieczeństwo i obronność to obszary, które – jej zdaniem – wymagają dziś podejścia "bez iluzji". Rząd rozpoczął wzmacnianie kooperacji przemysłowej w sektorze obronnym z partnerami europejskimi, w tym rozbudowę łańcuchów dostaw komponentów strategicznych. – Nie możemy być tylko kupcem broni. Musimy być producentem. I musimy mieć ludzi, którzy umieją ją projektować – podkreśla, zaznaczając rolę polskich uczelni i start-upów technologicznych w budowaniu zdolności nowej generacji.

Na pytanie o życie prywatne reaguje z uśmiechem, ale też z wyraźnym namysłem. – Jako wieloletnia pielęgniarka, a potem szeregowa radna Gliwic nigdy nie wyobrażałam sobie, że pewnego dnia stanę na czele rządu. To ogromne zobowiązanie i zaszczyt, który przyjmuję z pokorą – mówi. Dodaje, że najtrudniejszym aspektem tej funkcji jest właśnie godzenie intensywnej pracy z życiem osobistym. – Polityka, jeśli traktujesz ją poważnie, pochłania cię w całości. Życie prywatne to nie coś, co po prostu przychodzi z byciem premierem – to codzienna walka, którą trzeba toczyć świadomie - mówi. Podkreśla, że pomagają jej w tym drobne rytuały: poranna kawa, wieczorny spacer, rozmowa z synami i przyjaciółmi. – To nie balans, to mój punkt odniesienia. Bez tego łatwo uwierzyć, że świat zaczyna się i kończy w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów - dodaje.

W krótkim czasie rząd premier Rychter przełamał impas, jednak sama szefowa rządu podkreśla, że to dopiero początek wyzwań. – Wygraliśmy z impasem, ale teraz musimy wygrać z czasem. Zmiany, które rozpoczęliśmy, muszą być nieodwracalne. Moim celem jest nie tylko sprawne zarządzanie państwem, lecz także nadanie mu tempa i odporności, których przez lata brakowało – mówi stanowczo. Premier zauważa, że przekaz rządu często bywa zagłuszany przez intensywną aktywność medialną opozycji, która stara się zamazać obraz prowadzonych reform.

Szefowa rządu nie unika trudnych pytań i krytyki ze strony opozycji, która zarzuca jej rządowi zbyt powolne tempo zmian oraz niedostateczną komunikację z obywatelami. – Krytyka to naturalna część demokracji, ale nie możemy dać się wciągnąć w polityczne przepychanki, które rozmywają istotę naszych działań. Nasze reformy są kompleksowe i wymagają czasu, a ich efekty będą widoczne nie dziś czy jutro, ale pod koniec kadencji, za kilka lat. Wtedy to czyny, a nie słowa, przemówią za nas - odpowiada Rycher. Premier podkreśla, że pomimo medialnego szumu i sporów politycznych, rząd skupia się na realizacji programu, który zdobył poparcie wyborców. – Wiem, że zmiany nie zawsze są wygodne, ale jesteśmy tu, by naprawiać państwo, a nie tworzyć spektakle medialne. Dla mnie liczy się efekt, a nie doraźna popularność – stwierdza.

Kiedy rozmawiamy o najbliższych miesiącach, premier Rychter nie odkrywa jeszcze wszystkich kart, ale jasno zaznacza, że polityczne przesilenie z wiosny to nie koniec, lecz punkt kulminacyjny ważnego procesu. – Przygotowujemy się intensywnie do wyborów samorządowych w październiku, bo wiemy, jak ważne są one dla dalszego rozwoju kraju. Niezależnie od wyniku, rząd będzie pracował do końca kadencji, konsekwentnie wdrażając reformy, które wyborcy poparli podczas ostatnich wyborów do Sejmu – podkreśla.

Zapowiada też otwartą, szeroką rozmowę ze społeczeństwem o kolejnych etapach zmian. – Nie zamierzamy się rozchodzić. Wręcz przeciwnie, chcemy budować realne partnerstwo między rządem a obywatelami, zaczynając od konkretnych działań, które przyniosą wymierne efekty – podsumowuje.
Obrazek

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 22 lip 2025, 22:54

Obrazek
„Lato z RadLew” – Radykalna Lewica w trasie. Spotkania, przemówienia, konkretne postulaty
Obrazek

RadLew ruszyła w Polskę. Bez telewizyjnych kamer, za to z megafonami, namiotami interwencji i własnoręcznie malowanymi transparentami. Pod hasłem „Polska Równa Latem” trzy liderki Radykalnej Lewicy – posłanka Alicja Kaczmarska, senatorka Nadzieja Bańkosz i eurodeputowana Agata Feiss – przemierzają kraj, by rozmawiać z ludźmi o nowej umowie społecznej. I z każdym przystankiem ich przekaz trafia na coraz bardziej podatny grunt.

Trasa objęła już ponad 20 miejscowości – od górniczego Zabrza po kaszubskie miasteczka, od mazowieckich powiatów po wschodnie pogranicze. W centrum przekazu: równość, sprawiedliwość, bezpieczeństwo socjalne, prawo do mieszkania i klimatyczna transformacja dla ludzi, nie korporacji.

– “Nie przyjechałyśmy z PR-em, przyjechałyśmy z planem działania” – mówiła Alicja Kaczmarska podczas spotkania w Piotrkowie Trybunalskim. – “Bo Polska, która działa dla milionów, a nie dla milionerów, jest możliwa. Ale trzeba jej pomóc się narodzić – w rozmowie, w oporze i w wyborach.”

W ramach akcji RadLew rozstawia w miastach swój charakterystyczny czerwono-zielony namiot, w którym mieszkańcy mogą uzyskać pomoc prawną, podpisać obywatelskie projekty ustaw i porozmawiać z parlamentarzystkami “jak z ludźmi, nie z politykami”.

W Zielonej Górze Nadzieja Bańkosz prowadziła spotkanie z rolnikami i lokalnymi ekolożkami. Rozmawiano o braku wody, o konieczności walki z suszą, ale też o tym, że transformacja energetyczna nie może oznaczać zwolnień, spekulacji i “zielonego kolonializmu”.

W Zabrzu Agata Feiss przypomniała, że “koniec węgla to nie musi być koniec Śląska – o ile zbudujemy nową gospodarkę, opartą na usługach publicznych i technologii, a nie biedaszybach i śmieciówkach”.

W Białymstoku liderki RadLew przemaszerowały ulicami miasta razem z pielęgniarkami i pracownicami opieki społecznej, wznosząc hasła:
„Nie da się dbać o ludzi bez tych, które o nich dbają!”

Relacja z marszu stała się viralem w mediach społecznościowych – fragment przemówienia Kaczmarskiej z cytatem “Państwo, które nie potrafi zatroszczyć się o matki, osoby starsze i opiekunów, nie zasługuje na miano cywilizacji” zdobył kilkaset tysięcy odsłon w ciągu 24 godzin.


Choć akcja nie miała telewizyjnego rozmachu, lokalne media oraz niezależne portale obficie relacjonowały trasę. Coraz częściej można usłyszeć pytania o to, czy RadLew nie szykuje się do dużego przełomu politycznego. Dziennikarze mówią o odrodzeniu ruchu socjalnego na wzór hiszpańskiego Podemos lub greckiej Syrizy.

„To już nie są niszowe hasła. To są konkretne odpowiedzi na codzienne problemy ludzi. A że mówią to kobiety z megafonem na prowincji, a nie faceci w studio TV, to robi jeszcze większe wrażenie” – komentuje politolożka dr Sylwia Tarka z Uniwersytetu Łódzkiego.

Według nieoficjalnych informacji, RadLew planuje na jesień Zjazd Demokratycznych Wspólnot, który ma stać się punktem wyjścia do kampanii samorządowej i ogłoszenia programu “Nowa Umowa Społeczna”. Z kolei akcja “Polska Równa Latem” zakończy się symbolicznym wiecem w Łodzi, który – jak zapowiadają organizatorki – “będzie manifestem godności ludzi pracy”.

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 23 lip 2025, 16:55

Obrazek
Znamy kandydatów RdP na prezydentów miast wojewódzkich
Obrazek
Koalicja Razem dla Polski ogłosiła nazwiska swoich kandydatów na prezydentów największych miast w nadchodzących wyborach samorządowych, zaplanowanych na 14 października. Proces ich wyłonienia był szeroko zakrojonym przedsięwzięciem konsultacyjnym, w którym wzięły udział lokalne struktury, działacze społeczni, organizacje obywatelskie oraz samorządowcy. Jak podkreślają przedstawiciele komitetu, wybór kandydatów odbył się w duchu demokracji, przejrzystości i partycypacji.

Proces wyłaniania kandydatów odbywał się w duchu otwartości i partnerstwa. Jak podkreślają liderki Razem dla Polski – Dominika Olszewska i Oliwia Popowska – nie była to decyzja zapadająca za zamkniętymi drzwiami. Konsultacje prowadzone były z szerokim gronem interesariuszy: lokalnymi władzami, działaczami społecznymi, organizacjami pozarządowymi, strukturami samorządowymi partii oraz mieszkańcami miast. Dzięki temu wybór kandydatów zyskał silne umocowanie w lokalnych społecznościach. – Zależało nam na tym, aby każda kandydatura wynikała z lokalnego zaufania, znajomości wyzwań danego miasta i wiarygodności kandydata. To nie są osoby przypadkowe. Każda i każdy z nich to lider lub liderka z realnym doświadczeniem w zarządzaniu, legislacji i pracy z mieszkańcami - mówiła podczas prezentacji listy Oliwia Popowska, przewodnicząca KNDP i jedna z liderek Razem dla Polski

Na listach znaleźli się zarówno urzędujący prezydenci, którzy ubiegają się o kolejną kadencję, jak i nowe twarze, reprezentujące zmiany pokoleniowe i nowe pokłady zaangażowania w lokalną politykę. Wśród kandydatów o silnej pozycji znajdują się m.in.: Helena Leszczyńska, prezydentka Warszawy, która po dynamicznej pierwszej kadencji postanowiła ubiegać się o reelekcję, Aleksandra Dulkiewicz, wieloletnia prezydentka Gdańska, nadal ciesząca się dużym poparciem mieszkańców, czy Przemysław Słowik, urzędujący prezydent Szczecina, znany z proekologicznej polityki miejskiej i silnych działań antysmogowych. O reelekcję będą również ubiegać się prezydent Częstochowy Andrzej Szewiński i prezydent Olsztyna Beata Bublewicz.

Nie brakuje jednak nowych twarzy w miastach, gdzie Razem dla Polski będzie walczyć o utrzymanie ratuszy bez urzędujących prezydentów, lub walczyć o zmianę warty, m.in. w Krakowie kandydatką została Faustyna Nowakowska-Kraus, posłanka i była minister infrastruktury, która znana jest z aktywnego wspierania (obok odchodzącego prezydenta Aleksandra Miszalskiego) powstającego w mieście metra. We Wrocławiu o urząd prezydenta powalczy Magdalena Razik-Trziszka, przewodnicząca sejmiku dolnośląskiego i długoletnia radna miejska, w Poznaniu kandydatką będzie Natalia Weremczuk, była wiceprezydent miasta i ekspertka ds. polityki mieszkaniowej, w Łodzi posłanka i była radna wojewódzka Aleksandra Uznańska-Wiśniewska, a w Katowicach - wicemarszałek województwa i był wieloletni radny Łukasz Borkowski.

Koalicja stawia również na znane lokalnie postaci w mniejszych ośrodkach, jak Monika Matowska w Bydgoszczy, wiceprezydent Beata Stepaniuk-Kuśmierzak w Lublinie, Jeremiasz Świerzawski w Sosnowcu, Anna Derlukiewicz w Płocku, Agata Wojda w Kielcach, Szymon Ogłaza w Opolu, Błażej Bieniasz w Rzeszowie, Paweł Tonder w Zielonej Górze, Izabela Piotrowicz w Gorzowie Wielkopolskim, Katarzyna Kalinowska w Radomiu, czy Paweł Gulewski w Toruniu. Ciekawą i szeroko komentowaną decyzją jest także kandydatura Szymona Hołowni na prezydenta Białegostoku. Były minister i obecny poseł, znany z działalności społecznej i publicznej, wraca do polityki lokalnej z ambitnym programem modernizacji miasta.

Sztab wyborczy Razem dla Polski pracuje obecnie nad kompleksowym programem dla Polski samorządowej, który ma zostać zaprezentowany jeszcze w sierpniu. Wiadomo, że jego filarami będą: większa autonomia i stabilność finansowa samorządów, rozwój zielonych technologii i inwestycji w lokalną energię, dostępność usług publicznych i rozwój transportu zbiorowego, a także demokratyzacja zarządzania miastami, m.in. przez budżety obywatelskie i cyfrowe konsultacje społeczne. – Chcemy pokazać, że samorząd to nie tylko administracja. To serce wspólnoty lokalnej, które musi bić mocno, mądrze i równo dla wszystkich mieszkańców – podkreśliła była premier Dominika Olszewska, liderka Koalicji Polskiej.

Jak przekonują osoby ze sztabu, Razem dla Polski buduje swoją kampanię w oparciu o sieć lokalnych struktur, aktywistów i samorządowców, których zna społeczność, a nie partyjnych nominantów z zewnątrz. To podejście ma być odpowiedzią na zmęczenie mieszkańców wielkich miast krajową polaryzacją i populizmem. Politycy zapowiadają również, że na listach do sejmików czy rad miast znajdzie się wiele młodych ludzi.

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 23 lip 2025, 19:44

Obrazek
Dom pod Skarabeuszami odzyskał dawną świetność – uroczyste otwarcie z udziałem radnej Diany Kołodziej i korporacji Arkonia
Obrazek

Wczoraj przy ul. Puławskiej 101 na warszawskim Mokotowie odbyła się uroczystość zakończenia kompleksowej rewitalizacji jednej z najbardziej charakterystycznych stołecznych willi modernistycznych – tzw. Domu pod Skarabeuszami. Wydarzenie zgromadziło mieszkańców, przedstawicieli władz miasta, konserwatorów oraz reprezentantów korporacji akademickiej Arkonia. Obecna była również radna m.st. Warszawy Diana Kołodziej, która od początku kadencji konsekwentnie zabiegała o objęcie willi miejskim programem ochrony dziedzictwa.

Zbudowana w latach 1932–1934 willa należała do Jadwigi i Władysława Malinowskich. Malinowski – wiceprezydent Warszawy w latach 1919–1920 – był postacią zasłużoną zarówno dla miasta, jak i środowisk akademickich. Zarówno on, jak i projektant budynku, architekt Adolf Inatowicz-Łubiański, byli członkami korporacji akademickiej Arkonia, a w samej strukturze i wystroju willi odnaleźć można szereg nawiązań do symboliki korporacyjnej – w tym stylizowane skarabeusze, motywy heraldyczne i dyskretne inskrypcje.

– Rewitalizacja tej willi to coś więcej niż remont – to przywrócenie należnego miejsca w historii Warszawy ludziom, którzy budowali ją z pasją, odpowiedzialnością i wizją — mówiła radna Diana Kołodziej podczas przemówienia. — Dla mnie, jako mokotowianki, to szczególne miejsce. Budynek nie tylko opowiada o przeszłości, on także inspiruje do tego, by patrzeć na miasto jak na wspólne dziedzictwo.
Obrazek
Renowacja objęła odświeżenie elewacji, konserwację detali architektonicznych, a także przywrócenie oryginalnej kolorystyki i układu przestrzeni wspólnych. Odnowiono także mozaikę z wizerunkiem skarabeusza – motywu szczególnie istotnego dla arkońskiej symboliki, oznaczającego odrodzenie, siłę wspólnoty i trwałość tradycji.

Choć budynek pozostanie należącą do miasta willą mieszkalną, bez planów przekształcenia go w siedzibę instytucji, wydarzenie miało wyjątkowo symboliczny charakter. Reprezentanci Arkonii podkreślali, że choć nie planują lokowania w willi nowej kwatery, traktują ten budynek jako część własnego dziedzictwa i miejsce ważne dla pamięci środowiska.

– Nie zamierzamy urządzać tu oficjalnej siedziby, ale Dom pod Skarabeuszami pozostaje dla nas przestrzenią szczególną – powiedział prezes Arkonii, Bartłomiej Rzepecki. – Malinowski i Inatowicz-Łubiański byli naszymi braćmi korporacyjnymi, a ich wspólne dzieło to dziś trwały ślad po tym, jak wartości akademickie i obywatelskie można wcielać w życie – także w materii architektonicznej.

Uroczystość zwieńczył spacer kuratorski po posesji, prezentujący zachowane detale architektoniczne oraz prezentację fotografii z lat 30. i 40., przedstawiających pierwotny wygląd willi oraz jej mieszkańców. Wydarzenie zakończył koncert kameralny w pobliskim Parku Dreszera, w którym udział wzięli młodzi muzycy z pobliskiej szkoły artystycznej.

Dla radnej Kołodziej była to nie tylko chwila spełnienia po latach zabiegów o ochronę architektury dzielnicy, ale też impuls do dalszego działania.

– Mokotów to nie tylko metro i apartamentowce. To też pamięć zaklęta w murach takich willi jak ta – dodała radna. – Jeśli chcemy mieć miasto z duszą, musimy o nią dbać. I właśnie to dziś zrobiliśmy.

Dom pod Skarabeuszami, choć nieotwarty dla turystów, znów jest widocznym symbolem Warszawy świadomej swojej historii – i gotowej ją pielęgnować.

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 26 lip 2025, 21:31

Obrazek
Królewska ceremonia na Wawelu
Ślub królewicza Karola i Mai Piotrowskiej wydarzeniem sezonu
Obrazek
W blasku sierpniowego słońca, w obecności rodzin królewskich, przedstawicieli europejskich elit oraz zaproszonych gości, królewicz Karol i piosenkarka Maja Piotrowska zawarli związek małżeński w katedrze na Wawelu. Ceremonia, choć utrzymana w półoficjalnym tonie, miała uroczysty i niezwykle wzruszający charakter. Pierwsza część uroczystości była otwarta dla mediów i zgromadziła tłumy przed zamkowym wzgórzem.

Wnętrze Katedry Wawelskiej rozbrzmiało dźwiękami muzyki barokowej i współczesnych kompozycji wybranych przez parę młodą. Panna młoda, w zachwycającej sukni autorstwa Alessandro Michele – włoskiego projektanta z domu mody Valentino – prowadzona była do ołtarza przez swojego ojca, Mariusza Piotrowskiego. Karol, w tradycyjnym stroju galowym, oczekiwał jej u szczytu ołtarza z widocznym wzruszeniem.

Ślubu udzielił arcybiskup krakowski, kard. Grzegorz Ryś, który w homilii podkreślił znaczenie miłości ponad podziałami, jedności kultur i odpowiedzialności wobec tradycji i przyszłości. W czasie składania przysięgi panowała niemal całkowita cisza – wzrok wszystkich obecnych skierowany był na parę młodą, która bez tremy, lecz z widocznym wzruszeniem wypowiedziała słowa przysięgi małżeńskiej.

W pierwszych rzędach zasiedli członkowie najbliższych rodzin nowożeńców. Po stronie pana młodego obecni byli m.in. jego ojciec, król senior Michał II, z obecną małżonką wielką księżną Emilią, matka królowa Maria wraz z mężem księciem Colinem, dziadkowie książę Jan i księżna Mary, a także rodzeństwo: siostra bliźniaczka królewna Paulina, młodsza siostra królewna Matylda oraz królewicze Fryderyk i Edward oraz ciotki, księżna płocka Anna i rosyjska księżna Paulina. Uroczystość uświetniła również obecność królowej Moniki, przyrodniej siostry Karola, z mężem, królem Jerzym oraz ich synem, królewiczem Michałem Robertem.
Obrazek

Rodzina panny młodej była równie licznie reprezentowana – wśród gości znaleźli się jej rodzice: Marta Fornero-Piotrowska, przewodnicząca Parlamentu Europejskiego i Mariusz Piotrowski, dziadkowie Alessandro i Karolina Fornero i ciotka, włoska aktorka Isabella De Luca. Wśród zaproszonych gości nie zabrakło także prezydenta Krakowa Aleksandra Miszalskiego, prezydent Warszawy Heleny Leszczyńskiej, sekretarz generalnej NATO Anny Radziwiłł-Schmidt i męża Marcina, byłego regenta księcia Mikołaja i Anny Liściowskich, a także byłej marszałek Sejmu Oliwii Popowskiej i wicemarszałek Hanny Kwiecień.
Obrazek

Ceremonia miała charakter międzynarodowy – na ślubie pojawili się reprezentanci rodzin królewskich z Europy i Azji, w tym następczyni tronu Szwecji księżniczka Wiktoria z mężem księciem Danielem i córką księżniczką Estelle, królowa Mette-Marit i księżniczka Ingrid Aleksandra z Norwegii, książę Jerzy i lady Louise Mountbatten-Windsor z Wielkiej Brytanii, książę Jakub, dziedziczny książę Monako, księżniczka Aleksja z Niderlandów, księżniczka Aiko i książę Hisahito z Japonii i książę Dipangkorn z Tajlandii. Liechtenstein i Danię reprezentowały przyrodnie siostry Karola - dziedziczna księżna Anna Maria z córką, Zofią i księżniczka Karolina. Pojawili się również członkowie królewskich rodzin nie panujących, m.in. grecki książę Achilles i włoska księżniczka Wiktoria.
Obrazek

Obecność królowej Mette-Marit i księżniczki Wiktorii miała również osobisty wymiar – obie od dekad pozostają bliskimi przyjaciółkami królowej Marii i darzą polską rodzinę królewską głęboką sympatią. Jak nieoficjalnie wiadomo, Karol oraz jego rodzeństwo zwracają się do obu kobiet po prostu "ciociu" – co podkreśla ciepły, niemal rodzinny charakter tych relacji. W 2037 roku córka Wiktorii, księżniczka Estelle poślubiła syna Marii z pierwszego małżeństwa, księcia Jerzego, który podczas dzisiejszej ceremonii był świadkiem pana młodego. Z kolei świadkową Mai była Róża Serafin, jej bliska przyjaciółka, córka Heleny Leszczyńskiej.

Po zakończeniu oficjalnej części uroczystości para młoda i goście udali się na Zamek w Pieskowej Skale, który jest oficjalną rezydencją księcia krakowskiego, gdzie odbywa się zamknięte, prywatne przyjęcie weselne – bez obecności mediów. Wiadomo, że w programie przewidziano zarówno klasyczny bal, jak i koncerty przyjaciół Mai z branży muzycznej. Wśród zaproszonych artystów znaleźli się m.in. uchodząca za muzyczną mentorkę Mai Margaret, a także Sanah, Jann, Dawid Tyszkowski, czy zespół Kwiat Jabłoni.

Jak dowiadują się media, ceremonia została w całości sfinansowana z budżetu rodziców państwa młodych. Po ślubie panna młoda zachowa swoje nazwisko panieńskie, zamierza również kontynuować karierę muzyczną, korzystając przy tym z przysługującego jej tytułu księżnej krakowskiej tylko w trakcie wykonywania oficjalnych obowiązków w towarzystwie męża. Oboje zapowiedzieli, że po krótkiej podróży poślubnej po włoskim wybrzeżu wrócą do Krakowa – Maja będzie kontynuować przygotowania do nadchodzącej trasy koncertowej i nowego albumu, a Karol rozpocznie aplikację adwokacką i przejmie większość obowiązków reprezentacyjnych jako książę krakowski.

Awatar użytkownika
Człowiek-Media
Posty: 637
Rejestracja: 28 lip 2015, 13:25

Re: Prasa

Postautor: Człowiek-Media » 29 lip 2025, 16:43

Obrazek
"63 dni pamięci – Powstanie dla przyszłości". RadLew upamiętnia Powstanie Warszawskie w duchu walki z faszyzmem i przyszłości wolnej od nacjonalizmu
Obrazek

Od 1 sierpnia, trwa inicjatywa RadLew „63 dni pamięci” — wielowątkowy, otwarty cykl spotkań, pikiet, dyskusji, działań artystycznych i edukacyjnych upamiętniający Powstanie Warszawskie jako zryw wolnościowy i antyfaszystowski, a nie prawicowy mit narodowy. Akcja, trwająca symboliczne 63 dni, potrwa do 2 października.

Do tej pory odbyło się kilkadziesiąt wydarzeń — od debat i wykładów po czuwania i koncerty. Kluczowe punkty na mapie pamięci to: pomnik „Poległym Niepokonanym” – miejsce inauguracji i wspólnego czytania powstańczych relacji kobiet i sanitariuszek, kwatera PPS-WRN na cmentarzu Bródnowskim – hołd oddany robotniczym bojownikom i bojowniczkom, zapomnianym przez oficjalną narrację, pod dawnym gmachem PAST-y – odbyła się symboliczna pikieta antyfaszystowska z udziałem działaczy RadLew i środowisk młodzieżowych.

W przemówieniach przewodniczącej RadLew, Alicji Kaczmarskiej, wielokrotnie powtarzały się słowa:

„Powstanie Warszawskie było walką z faszyzmem – a nie w imię przyszłego autorytaryzmu. Nie pozwolimy zawłaszczyć tej pamięci nacjonalistom i klerowi. To był zryw ludzi pracy, mieszkańców stolicy, socjalistów, robotnic i robotników!”

Szczególny nacisk położono na pamięć o: udziale PPS-WRN i innych lewicowych formacji, tragicznej hekatombie ludności cywilnej i potrzebie walki z współczesnymi przejawami faszyzmu i przemocy politycznej.

Nie zabrakło też odniesień do współczesności – m.in. przypomnienia o haniebnych ekscesach senatora Grzegorza Brauna i trwającej kampanii RadLew na rzecz jego odwołania. Pod PAST-ą pojawiły się transparenty: „Nie dla brunatnych senatorów”, „Stop faszyzmowi dziś – pamiętajmy o wczoraj”.

Nadchodzące wydarzenia to m.in.: Marsz Antywojenny, debata o roli kobiet w Powstaniu, wspólne czytanie relacji cywilów z Woli i Ochoty, koncert artystyczny „Miasto niepokonanych”.


Obrazek
„Solidarność to nie korporacja – to walka o godność!” 60. rocznica Porozumień Sierpniowych z RadLew, Związkową Alternatywą i Inicjatywą Pracowniczą
Obrazek

W 60. rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych w Gdańsku, Radykalna Lewica (RadLew) wraz ze Związkową Alternatywą i Ogólnopolskim Związkiem Zawodowym Inicjatywa Pracownicza zorganizowały alternatywne obchody, przypominające o pierwotnym sensie Sierpnia ’80 – robotniczym proteście przeciwko wyzyskowi, upokorzeniu i autorytaryzmowi w miejscu pracy.

W wydarzeniach wzięły udział setki osób z całej Polski – aktywiści związkowi, społeczni, młodzieżowi oraz przedstawiciele środowisk akademickich i artystycznych. Główne uroczystości odbyły się przed historyczną bramą Stoczni Gdańskiej, gdzie organizatorzy rozwinęli baner z hasłem: „Sierpień był nasz – niech znów będzie nasz!”

W swoim przemówieniu przewodnicząca RadLew Alicja Kaczmarska nie pozostawiła wątpliwości co do oceny kierunku, w jakim podążyła część dawnych działaczy:

– Późniejsza 'Solidarność' – ta związkowa i ta u władzy – zdradziła własne ideały. W imię interesów Kościoła, korporacji i prawicy porzuciła pracowników. Ale my pamiętamy, że Sierpień to był bunt robotników, pielęgniarek, nauczycieli, a nie bankierów, polityków czy biskupów. Nie oddamy historii neoliberalnej karykaturze Solidarności. Rok 1980 to nie tylko historia. To przestroga i inspiracja. Dziś, gdy prawa pracownicze są łamane, umowy śmieciowe rozplenione, a bogactwo skupione w rękach nielicznych – potrzebujemy ducha Sierpnia bardziej niż kiedykolwiek. Nie przeciw sobie – ale ramię w ramię. Mówimy dość fałszowaniu historii. Walczymy o pamięć nie po to, żeby się wzruszać – ale po to, żeby odzyskać nadzieję i godność w miejscu pracy. Przeciwko wyzyskowi, przemocy i obojętności państwa” – podsumowała Kaczmarska.

Szczególny aplauz zebrali działacze związkowi – w tym Piotr Szumlewicz z Związkowej Alternatywy oraz reprezentanci Inicjatywy Pracowniczej z Poznania, Wrocławia i Warszawy.

– Godna praca, prawo do strajku, ochrona zdrowia, edukacja, równość kobiet – to nie są hasła z przeszłości. To nasze dzisiejsze postulaty. W 2040 roku wciąż walczymy z patologiami rynku pracy, z mobbingiem, umowami śmieciowymi i wyzyskiem w budżetówce. Zamiast świętować fasadowo, czas spełnić zobowiązania z 1980 roku. - powiedział Szumlewicz.

Wystąpiła również posłanka Magda Malinowska, dawna liderka związkowa w Amazonie:

- Zaczynaliśmy w logistyce, dziś jesteśmy w Sejmie – ale nasza misja się nie zmieniła. Tylko oddolny opór, tylko samoorganizacja dają szansę na realną zmianę. Porozumienia Sierpniowe pokazują, że ludzie pracy mogą zdobywać wolność. Ale nie dostaniemy jej drugi raz bez walki. Nie potrzebujemy liderów na pasku władzy. Potrzebujemy siły w zakładach pracy, w szpitalach, szkołach, magazynach i fabrykach. Sierpień uczy nas, że to my – pracownicy – jesteśmy źródłem zmiany. Nie elity, nie Sejm, nie Episkopat.

W wydarzeniu wzięli udział również szeregowi działacze z regionalnych struktur NSZZ „Solidarność”, co zostało ciepło przyjęte. Choć różnice polityczne między współczesną Solidarnością a środowiskami lewicowymi są widoczne, dominował ton wzajemnego szacunku i gotowości do współpracy w sprawach pracowniczych.

Obchody miały formę otwartego wiecu, debaty oraz warsztatów związkowych. Poruszano m.in. kwestie walki o 6-godzinny dzień pracy, wynagrodzeń w sektorze publicznym, prawo do organizowania się w przemyśle rozrywkowym oraz planowane zmiany w kodeksie pracy przygotowywane przez RadLew i PPS.

Na zakończenie wieczoru wystąpiły zespoły robotnicze i niezależne kolektywy muzyczne, prezentujące protest-songi i pieśni solidarnościowe – od Jacka Kaczmarskiego po współczesne teksty rapowe i elektroniczne. Po zmroku odbyło się symboliczne czytanie 21 postulatów z 1980 roku przez młodych pracowników i aktywistów z różnych branż: opiekunek, kurierów, nauczycieli, osób pracujących w gastronomii i logistyce.

Obchody zakończyło wspólne ogłoszenie kampanii „Nowy Sierpień – Nowa Umowa Społeczna” – zainicjowanej przez RadLew i organizacje związkowe, której celem jest: wyeliminowanie umów śmieciowych, skrócenie tygodnia pracy do 35 godzin, demokratyzacja relacji pracodawca–pracownik.


Obrazek
„Nigdy więcej wojny – nigdy więcej faszyzmu”. Tysiące na ulicach Warszawy w 101. rocznicę wybuchu II wojny światowej
Obrazek
W poniedziałkowy wieczór tysiące osób przeszło ulicami Warszawy w ogólnopolskim Marszu Pokoju i Antyfaszyzmu, zorganizowanym przez Radykalną Lewicę (RadLew) we współpracy z organizacjami społecznymi, pacyfistycznymi, antymilitarystycznymi i związkowymi z Polski i zagranicy. Marsz miał na celu nie tylko upamiętnienie tragicznej daty 1 września 1939 r., lecz również mocne wyrażenie sprzeciwu wobec militaryzmu, nacjonalizmu i odradzającej się przemocy politycznej w Europie i na świecie.

Uczestnicy marszu ruszyli spod Grobu Nieznanego Żołnierza, niosąc transparenty z hasłami: „Nigdy więcej wojny”, „Przeciw militaryzmowi i wykluczeniu”, „Faszyzm rodzi się w milczeniu”, „Pokój, praca, solidarność”, „Antyfaszyzm to obowiązek”.

Marsz przeszedł w kierunku Pomnika Bohaterów Getta, gdzie odbyła się główna część uroczystości. Na trasie nie zabrakło przystanków pamięci – m.in. pod dawnym gmachem Sztabu Głównego, gdzie przypomniano o tragicznym początku wojny i zbrodniach niemieckiego nazizmu wobec ludności cywilnej Polski.

W symboliczny sposób w marszu wzięła udział liczna delegacja niemieckiej partii Die Linke, która współpracuje z RadLew w ramach Europejskiej Partii Lewicy. Ich obecność była czytelnym sygnałem uznania niemieckiej odpowiedzialności historycznej za wybuch wojny – ale również dowodem międzynarodowej solidarności wobec zagrożeń współczesności. W swoim wystąpieniu przed Pomnikiem Bohaterów Getta Carla Ritter z Die Linke powiedziała:

- Jako Niemka i jako socjalistka stoję dziś w Warszawie, by powiedzieć: wiemy, kto zaczął tę wojnę. Wiemy, jak faszyzm rośnie w ciszy. I wiemy, że naszą odpowiedzialnością nie jest tylko pamiętać – ale także działać tu i teraz.

Przewodnicząca Radykalnej Lewicy Alicja Kaczmarska ostrzegała w przemówieniu przed odradzającą się militarną retoryką i groźnym zwrotem ku militaryzacji polityki:

- Od Lizbony po Mińsk, zbyt wielu polityków mówi dziś językiem siły, granic, zagrożeń i broni. Ale to nie czołgi zbudują pokój – tylko społeczeństwa oparte na równości, sprawiedliwości i demokracji. Jeśli zapomnimy o tym, co zaczęło się 1 września 1939 roku – historia się powtórzy.”

Marsz zakończyło wspólne zapalenie świec pokoju oraz czytanie antywojennych fragmentów z tekstów m.in. Zofii Nałkowskiej, Tadeusza Borowskiego, Hannah Arendt i Bertolta Brechta. Przez godzinę w centrum Warszawy trwała "cisza przeciw przemocy".


Wróć do „Wiadomości z kraju”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość