Tusk znowu u władzy i Bieńkowska w rządzie. Przez chwilę można sobie wyobrazić że jest znowu 2012 rok. Jaram się niedawno poznaną "Grą o tron" (serialem i książką), pierwszymi płytami Lany Del Rey, po raz pierwszy rozważam konwersję do KE-A, słucham dużo Antyradia i siedzę w Internecie, który wydaje się być trochę innym miejscem (serio, mam wrażenie że bardzo ewoluowała kultura internetowa), czymś innym, chyba ważniejszym był wtedy Facebook, bardzo istotne były memy - te wszystkie demotywatory paczaizmy. No a przed wszystkim było się o dekadę młodszym
Problem w tym, że politycznie i społecznie to ja wcale tego okresu Tuskowej "zielonej wyspy" uosabianego przez przytoczone przez Martę nazwiska nie wspominam z sentymentem. Wręcz przeciwnie, ja niezbyt dobrze wspominam jak wyglądał wtedy rynek pracy pracy i swoje doświadczenia na nim, plagę śmieciówek itd. To wszystko przyczyniło się u mnie do dużej frustracji i w poglądach przechyliłem się chyba najbardziej w lewo w dotychczasowym życiu - identyfikowałem się z klasą prekariatu, czytałem Nowego (chyba już Nowego) Obywatela, Krytykę Polityczną (najbardziej lubiłem felietony Tomasza Piątka i Cezarego Michalskiego, dziś obaj poza KryPo) i "Przekrój" pod redakcją Kurkiewicza (pewnie nikt nie zna/nie pamięta). Mogę zaryzykować stwierdzenie, że gdyby Partia Razem powstała już wtedy, to czułbym się przez nią reprezentowany i popierałbym ją. Ostatecznie nie skręciłem jakoś mocno w lewo, bo raczej w socjalliberalizm - stąd moje niedługo późniejsze popieranie Palikota - ale jednak dla kogoś ukształtowanego na Korwinie i "Najwyższym Czasie" to i tak było to dużo. W zasadzie na tory myślenia "libkowego" powróciłem wraz z nowym pomysłem na siebie, z kolejnymi studiami wiążącymi się też z nowymi perspektywami zawodowymi, co jakby przywróciło mi poczucie sprawczości w życiu. Teraz kiedy okrzepłem w roli pracownika etatowego może nie odchyliło się wahadło, ale znów zaczynam trochę inaczej patrzeć na pewne kwestie. A biorąc pod uwagę, ze jestem zatrudniony na umowę w budżetówce na dość dobrych warunkach, to boję się myśleć, jak bywa w "januszexach".
Ja po 8 latach rządów PiS uważałem, że
trzeba odsunąć PiS od władzy i choć ostatecznie zagłosowałem na inny komitet (3D), to zdawałem sobie sprawę i akceptowałem, że oznacza to powrót Tuska. Dlatego choć jestem generalnie zadowolony z wyniku wyborów (choć wolałbym bardziej zdecydowane zwycięstwo opozycji) to ten powrót niektórych znanych twarzy budzi we mnie umiarkowany entuzjazm dzielony chyba z częścią Lewicy, choć oczywiście wolę ich od PiS. W 2015 nie dałem się złapać na "dobrą zmianę" (ostatni raz głosowałem na PiS w 2011) - w przeciwieństwie do wielu młodszych, którzy przecież nieraz przechodzili inicjację polityczną głosując na "memicznego Dudę" i raczej sceptycznie odnoszę do się modelu polityki społecznej PiS i śmieszy mnie to propagandowe demonizowanie Tuska. Ale mam problem w dyskusjami z "socjalną" częścią ich elektoratu, rozumiem dlaczego akurat oni alergicznie reagują na Tuska (nie mówię o tych, którzy uważają że Tusk jest Niemcem albo że z Putinem ściągnął Tupolewa wielkim magnesem), no bo... pamiętam jak było, a ja i tak byłem życiowo dość uprzywilejowany. I w sumie nie wiem - może te pisowskie programy socjalne i regulacje propracownicze zmieniły coś w Polsce na lepsze? Mi trudno to orzec - całą ich pierwszą kadencję spędziłem głównie na uczelni i ze stricte rynkiem pracy miałem ograniczony kontakt.
Przepraszam, jeśli kogoś drażnią takie osobiste wynurzenia. Przyznam, że już kiedy po raz pierwszy usłyszałem o Bieńskowskiej, to zaczęły mi te myśli po głowie chodzić. A jak temat poruszyła Marta, to stwierdziłem że się nimi podzielę.