I tura wyborów do Senatu. Czy każdy ma powód do zadowolenia?Kilka dni temu poznaliśmy wyniki I tury wyborów do Senatu. Po ich analizie nasuwa się myśl - każdy ma powód do zadowolenia. O tym jednak, kto ostatecznie będzie mógł zostać uznany za zwycięzcę tej elekcji, przekonamy się dopiero po II turze za dwa tygodnie. W liczbach bezwzględnych najwięcej głosów zdobyło Reformatorskie Zjednoczenie Obywatelskie. Liberalna opozycja uzyskała procentowo lepszy wynik, niż sumaryczny wynik RI i PPT w 2034 roku. Zdobyła także dużo wyższe poparcie, niż w wyborach do Senatu przed sześcioma laty, a nawet nieco lepszy wynik niż w rekordowych dla RI wyborach do Sejmu w 2030 roku. Pytanie tylko, czy tak dobry wynik jest wyłącznie efektem aktywnej kampanii wyborczej (której RZO odmówić nie można), czy też skutkiem startu koalicji w formule Paktu Senackiego. Jeśli bowiem przyjrzymy się wynikom zauważymy, że RZO najlepsze wyniki zdobyło w okręgach, gdzie w ramach Paktu wystartowali kandydaci Prawicy. Przykładowo w Szczecinie Agnieszka Kościńska z RZO wygrała już w I turze, a Krzysztof Kozłowski z Prawicy zajął dopiero III miejsce, przegrywając także z kandydatem lewicy. Najwyraźniej wielu wyborców DiP wolało oddać głos na Kościńską, niż konserwatywnego Kozłowskiego. Podobnie było w niektórych innych okręgach, szczególnie właśnie w zachodniej Polsce, gdzie Prawica nigdy nie była zbyt silna. Pytanie tylko, na ile RZO uda się zmobilizować wyborców do II tury. Teoretycznie bowiem ta powinna przynieść liberałom dobry wynik. Wtych okręgach, gdzie kandydaci Paktu nie zdobyli ponad 50% w I turze, trudno im będzie zdobyć mandaty. Nietrudno bowiem przewidzieć, że wyborcy lewicy w większości wybiorą kandydatów RZO, a nie Paktu. Sukces RZO teraz może dać jej wiatru w żagle i sprawić, że to RZO wygra wiosenne wybory do Sejmu.
Teoretycznie największym zwycięzcą I tury jest Pakt Senacki. Jego kandydaci zdobyli mandaty bez dogrywki w aż 17 okręgach, w wielu kolejnych zdobywając blisko 50% poparcie, przez co II tura wydaje się tylko formalnością. Patrząc jednak na sondaże jeszcze sprzed kilku tygodni apetyty koalicji były jednak z pewnością wyższe. Sumaryczny wynik Paktu Senackiego to zaledwie 43,9%, podczas gdy RZO i ZLR uzyskały 42,2%. Pakt stracił zatem znaczną część wyborców, w wyborach do Sejmu w 2034 partie go tworzące uzyskały aż 66,1% głosów, a w wyborach samorządowych rok później około 50%. Niezależnie od naturalnego spadku poparcia w wyniku znużenia długotrwałymi rządami, wydaje się, że nie wszystkich wyborców koalicji sformowanie Paktu zmotywowało do głosowania. Ideowo Pakt jest niezwykle szerokim porozumieniem, partie go tworzące nie zrezygnowały także z wystawienia osób o bardziej zdecydowanych poglądach. Wielu wyborców Prawicy nie zagłosowało na kandydatów DiP. Część do wyborów nie poszła w ogóle, część poparła kandydatów prawicowego planktonu - taka jest najpewniej przyczyna sukcesu Grzegorza Brauna, który zajął pierwsze miejsce w okręgu tarnowskim. Podobnie wielu wyborców DiP nie było w stanie przemóc się do głosowania na konserwatystów, co wzmocniło liberalną i lewicową opozycję. Druga tura może nawet przynieść Paktowi porażkę, lub choćby wynik bardzo zbliżony do opozycji, która tym razem nie będzie już rywalizować między sobą.
W mojej ocenie dla DiP stworzenie Paktu Senackiego było strategicznym błędem. Oczywiście dało to kilka bezpiecznych mandatów już w I turze, a zapewne i większość kandydatów wygra w dogrywce, jednak po raz pierwszy od 2030 roku DiP nie uzyskał największej liczby głosów w skali kraju. To osłabia pozycję partii rządzącej przed wyborami do Sejmu, gdzie ze względu na inną ordynację wyborczą koalicja nie będzie już zapewne startować wspólnie.
Nie najgorzej wypadła Prawica, wszystko wskazuje na to, że powiększy ona swój stan posiadania w izbie wyższej. Jej liderzy muszą sobie jednak odpowiedzieć na zasadnicze pytanie, czy chcą funkcjonować jako sojusznik, żeby nie powiedzieć przystawka DiP, czy jako osobny podmiot na scenie politycznej. Jeśli chcą zapewnić sobie większą autonomię, muszą do Sejmu wystartować samodzielnie, mieć kandydatów w większości okręgów. Coraz mniej osób rozumie także, dlaczego pomimo trwającej od lat koalicji funkcjonującej jako Prawica, utrzymywane są wciąż odrębne partie NA, PLK i PiS. To jedynie osłabia organizacyjnie tę formację, a pomiędzy partiami wielkich różnić ideologicznych nie ma.
Stosunkowo dobry wynik zanotowała także Koalicja Polska. Komitet wystawił zaledwie 10 kandydatów, co w skali kraju dało 8,8% głosów. Teoretycznie centrowej KP najłatwiej było pozyskiwać głosy wyborców koalicjantów, nie we wszystkich okręgach poszło jednak tak łatwo. O ile bardzo dobrze wypadli ludowcy czy dwie senatorki BdWS, o tyle już dwóch kandydatów Polski 2050 Szymona Hołowni wypadło bardzo słabo. Tomasz Siemiński, jako jedyny kandydat Paktu nie wszedł do drugiej tury, Radosław Lubczyk co prawda do niej przeszedł, ale z na tyle dużą stratą, że praktycznie nie ma szans na mandat. Zaskakująco słabo wypadł także dotychczasowy senator z Tarnowa Stanisław Sorys z PSL, który w pierwszej turze znalazł się za Grzegorzem Braunem. Wszystko zapewne dlatego, że KP w kampanii skupiła się praktycznie tylko na ważnych dla niej okręgach rybnickim i wałbrzyskim.
Dobry wynik zanotowała ZLR. Zapewne przez ordynację zdobędzie pojedyncze mandaty i tak będzie to jednak sukces, przed sześciu laty lewica nie zdobyła żadnego. Wybory pokazały, że w większości okręgów lewica ma co najmniej kilkunastoprocentowe poparcie, w niektórych jest ono jeszcze wyższe. Być może gdyby ZLR nieco lepiej obmyślił strategię kampanii, miałby szansę na lepszy wynik mandatowy. Największy nacisk położono bowiem na kampanię kandydatów, których szanse i tak były niewielkie, rywalizowali bowiem w okręgach z popularnymi senatorami Paktu. Nie zawsze także kampania była dopasowana do okręgu, przykładowo na Podlasiu lewica mogłaby liczyć na lepszy wynik, gdyby skupiła się na kwestiach wykluczenia komunikacyjnego czy gospodarczych, a nie sprawach światopoglądowych.
Niezależnie od tego, ile mandatów ostatecznie zdobędzie lewica, kampania wzmocniła jej pozycję przed wyborami do Sejmu. Jeśli kandydaci, którym nie powiodło się teraz, wystartują znowu za kilka miesięcy, tym razem mogą być faworytami w swoich JOWach, a lewica będzie mogła myśleć o współtworzeniu nowej większości parlamentarnej.
Spory sukces, za sprawą nieobecności kandydatów Prawicy w wielu okręgach, odniosła Konfederacja Korony Polskiej. Grzegorz Braun i Mirosław Piotrowski znaleźli się bowiem w II turze wyborów. O ile obecność Piotrowskiego jest przy bardzo wysokim wyniku Joanny Muchy w zasadzie symboliczna, o tyle Braun ma realne szanse na zwycięstwo. To pokazuje, że Pakt nie w całej Polsce się sprawdził, a brak kandydatów umiarkowanej Prawicy wzmocnił radykałów. Pytanie tylko na ile trwałe pozostanie to wzmocnienie, czy KKP w marcu zdobędzie dzięki niemu większą reprezentację w Sejmie.
Kosma Drzewiński