Separatyści w Naddniestrzu proszą Rosję o "ochronę"
Deputowani z separatystycznego Naddniestrza leżącego w granicach Mołdawii zwrócili się do Rosji o podjęcie kroków w celu "obrony" tego regionu - poinformował portal NewsMaker. Rzecznik mołdawskiego premiera Daniel Vode oznajmił, że zjazd "deputowanych" Naddniestrza i jego decyzje są wydarzeniem czysto propagandowym.Apel ten wystosował tzw. Kongres Deputowanych Wszystkich Szczebli, który zebrał się w środę w stolicy nieuznawanego na arenie międzynarodowej Naddniestrza, Tyraspolu. Kongres oświadczył, że Naddniestrze jest obiektem "presji gospodarczej" ze strony Mołdawii, co jest sprzeczne z "europejskimi zasadami i standardami ochrony praw człowieka i wolnego handlu".
Apel do międzynarodowych organizacji
Deputowani zwrócili się też do organizacji międzynarodowych: Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), Parlamentu Europejskiego, Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża (MKCK) i sekretarza generalnego OZN. Domagają się, by instytucje te "wpłynęły na władze Mołdawii", ponieważ według deputowanych Kiszyniów "narusza prawa mieszkańców Naddniestrza".
Jak pisze portal NewsMaker to był ósmy zjazd separatystycznego kongresu. Jeden z poprzednich odbył się w 2006 roku, kiedy lokalni politycy podjęli decyzję o przeprowadzeniu referendum w sprawie przyłączenia się do Rosji. Głosowanie odbyło się w tym samym roku, wówczas ponad 90 procent mieszkańców regionu opowiedziało się za wejściem Naddniestrza w skład Rosji. Społeczność międzynarodowa i Kiszyniów nie uznały tych wyników. Nie było także reakcji władz na Kremlu - przypomniał portal.
Zdaniem lokalnego opozycjonisty Ghenadia Ciorby, decyzja dotycząca zjazdu nadeszła z Moskwy. 29 września car Jerzy Romanow ma wygłosić orędzie przed parlamentem, na którym może odnieść się do prośby separatystów, którzy mogą poprosić o przyjęcie Naddniestrza w skład Rosji.
Jak stwierdził Ciorba, organizatorzy zjazdu - uzasadniając prośbę w tej sprawie - będą nawiązywać do wyników referendum z 2006 roku.
Naddniestrze z rosyjskim wojskiem od lat 90.
Naddniestrze to zdominowana przez ludność rosyjskojęzyczną 460-tysięczna separatystyczna "republika" na terytorium Mołdawii. Na początku lat 90. Naddniestrze wypowiedziało posłuszeństwo władzom w Kiszyniowie i po krótkiej wojnie, której towarzyszyła rosyjska interwencja, wywalczyło niemal pełną niezależność. Ma własnego prezydenta, armię, siły bezpieczeństwa, urzędy podatkowe i walutę.
Rosja wspiera ten region gospodarczo i politycznie. W Naddniestrzu stacjonuje też około 1,5 tys. rosyjskich żołnierzy.
Odpowiedź Kiszyniowa i oceny ekspertów
Rzecznik mołdawskiego premiera Daniel Vode oznajmił, że zjazd "deputowanych" Naddniestrza i jego decyzje są wydarzeniem czysto propagandowym.
Spekulacje dotyczące przyłączenia Naddniestrza do Rosji wywołały medialny zamęt i wymusiły reakcję polityków w Kiszyniowie, Kijowie oraz szereg komentarzy ekspertów.
Kamil Całus z Ośrodka Studiów Wschodnich oceniał, że jest to gra informacyjna. Całus oraz inni analitycy byli przekonani, że apel o "przyłączenie" do Rosji jest mało prawdopodobny, przede wszystkim w związku z tym, że Moskwa miałaby ograniczone możliwości realizacji takiego scenariusza.
Wydarzenia wokół Naddniestrza eksperci interpretowali jako próbę wywarcia presji na Kiszyniów, który w ostatnim czasie zaostrzył politykę wobec separatystycznej prowincji.
- Organizacja zjazdu, będącego ważnym formatem, wpisuje się w trwający od stycznia (tego roku - red.) ostry konflikt pomiędzy Tyraspolem i Kiszyniowem. Jest on związany z likwidacją przez Kiszyniów ulg celnych dla naddniestrzańskich przedsiębiorstw. Nie ma więc wątpliwości, że w wymiarze lokalnym sama organizacja zjazdu i jego ewentualne decyzje mają stanowić narzędzie wywierania presji na Kiszyniów i instrument negocjacyjny. Opłaca się to też Rosji, bo im więcej napięć na linii Tyraspol-Kiszyniów, tym łatwiej siłom prorosyjskim w Mołdawii atakować obecny prozachodni rząd – przekonywał Całus.