Po wyborach samorządowych każdy czuje niedosytOpadł już pierwszy kurz po wyborach samorządowych, trwają rozmowy o koalicjach w poszczególnych regionach. Warto więc przyjrzeć się ich wynikom i zastanowić się, dlaczego były takie, a nie inne. Pierwsze miejsce zajęła Demokracja i Postęp, co nie było żadnym zaskoczeniem. Partia rządząca nie może być chyba jednak w pełni zadowolona z tych wyników, niecałe 24% głosów w wyborach sejmikowych to bardzo skromny wynik, tak naprawdę rekordowo niski w historii wyborów do sejmików, które odbywają się od 1998 roku. A jeszcze kilka tygodni przed wyborami wydawało się, że DiP spokojnie przekroczy 30% głosów. Na niekorzyść DiP zadziałał na pewno fakt, że w wyborach brało udział wiele komitetów o stosunkowo wysokim poparciu i silnych kandydatach, dodatkowo relatywnie niska siła we władzach województw w poprzedniej kadencji. Należy zwrócić uwagę, że w większości regionów swoistą premię uzyskiwały komitety dotychczasowych marszałków (np: Prawica wygrała w województwie warszawskim, choć nie jest to region, gdzie w wyborach innego typu uzyskuje wysokie poparcie). Tymczasem DiP rządził dotąd w zaledwie trzech województwach, co przyczyniło się do spłaszczenia jego wyniku. Na niekorzyść DiP zadziałał także niezbyt dobry wybór kandydatów w niektórych okręgach. Ostatecznie koalicji udało się jednak odbić z rąk opozycji kilka województw i miast, w tym, co chyba najistotniejsze, Warszawę. To zażarte starcie w stolicy śledziły oczy całego kraju, zresztą bardzo niewielką różnicą głosów skończyła się tam II tura zarówno na szczeblu miejskim, jak i wojewódzkim. Dzięki zwycięstwu Helena Leszczyńska stała się jedną z czołowych osób na polskiej scenie politycznej i ma szansę już za kilka lat na jeszcze ważniejsze stanowiska, być może nawet na schedę po Marcie Fornero-Piotrowskiej w fotelu premiera. Wbrew pozorom nowej prezydent wcale nie pomógł fakt, iż jest córką Anny Radziwiłł-Schmidt. Leszczyńska przez relacje rodzinne stała się niemal idealną kontrkandydatką dla republikańskiej opozycji, jako emanacja elit IV RP, związanych bliskimi relacjami liderów DiP, Prawicy i rodziny królewskiej.
Drugie miejsce dość nieoczekiwanie zajęła lewica. Porównując jej wynik z tym sprzed 5 lat, nie można jednak być zaskoczonym, poparcie dla ZLR jest bardzo zbliżone do tego, który wówczas uzyskały ZLew i RadLew, nawet nieznacznie niiższe. Lewicy udało się po prostu zmobilizować swój wierny elektorat, dodatkowo pewnie też w części regionów osoby dobrze wspominające dotychczasowe sukcesy ugrupowania. Gdy idzie o wybory marszałków i prezydentów miast, tu tych sukcesów jest mniej. ZLR stracił władzę na Podlasiu, zyskał za to funkcję marszałka na Lubelszczyźnie, gdzie udało się wygrać byłej prezydent Chełma Agacie Fisz. Boje lewicy o ten region były bardzo długie, przez wiele lat rządziła tam w koalicji z prawicą, gdy marszałkiem był obecny minister rolnictwa Sylwester Tułajew z PiS. Przez pewien czas lewica miała wówczas nawet większość w tamtejszym sejmiku, konsekwentnie przegrywała jednak dotąd wybory na marszałka. Tym razem niezbyt kontrowersyjnej Fisz udało się jednak zjednoczyć wokół siebie przeciwników nielubianego Mateusza Pawełczyka z RI, co zaowocowało zwycięstwem.
Trzecie miejsce Prawicy na pewno nie jest szczytem oczekiwań tej koalicji, wielu obawiało się jednak, że jej wynik będzie jeszcze słabszy. Choć apetyty były duże, przez słabe ostatnie kilka miesięcy, Prawica zabiegała w tych wyborach tak naprawdę o utrzymanie dotychczasowych przyczółków i to zakończyło się względnym sukcesem. Po raz kolejny o włos Władysławie Rosenfelder udało się utrzymać władzę w województwie warszawskim. Zapewne, gdyby jej rywalem w II turze był silniejszy kandydat niż bardziej celebrytka niż polityk w osobie Martyny Wojciechowskiej, Rosenfelder mogłaby się z władzą pożegnać. Udało się także utrzymać władzę w Radomiu i Bydgoszczy. To ostatnie miasto jest pod tym względem pewnym fenomenem, oto bowiem już drugi z rzędu prezydent jest tu reprezentantem prawicy, choć miasto za specjalnie konserwatywne nie uchodzi. Zarówno o wyborze Piotra Najzera, jak i teraz Pawła Siega, decydowało to, kim byli ich rywale, czy raczej rywalki. Przed 13 laty rywalką Najzera była niepochodząca z Bydgoszczy działaczka PSL Agnieszka Kłopotek, tym razem Pawłowi Siegowi przyszło się mierzyć z żoną marszałka województwa, pochodzącą z Inowrocławia Dorotą Brejzą. Fakt, iż na prezydenta kandydowała żona marszałka budziło jak najgorsze skojarzenia w elektoracie opozycji i ostatecznie najpewniej zadecydowało to o tym, że poparł on w przeważającej mierze Siega.
Dość nieoczekiwanie Rządzić Inaczej wyprzedziło Obywatelską Rewolucję. Warto jednak zwrócić uwagę, że suma poparcia obydwu tych ugrupowań jest bardzo zbliżona do wyniku RI przed pięcioma laty, gdy ugrupowanie to wygrało wybory do sejmików. Indywidualny wynik RI jest za to zbliżony do osiąganego przez to ugrupowanie w zeszłorocznych wyborach do Sejmu i Parlamentu Europejskiego. W dużym uproszczeniu można zatem powiedzieć, że RI utrzymało swój podstawowy elektorat, OR zgarnęła natomiast głosy dawnych wyborców RI zrażonych do głównej siły opozycyjnej. RI zaliczyło kilka spektakularnych porażek indywidualnych, utraciło stanowiska marszałków w czterech województwach (ale zachowało w trzech innych), a co naistotniejsze straciło władzę w Warszawie (a z mniejszych miast też w Szczecinie i Gdyni). Choć jednak Joanna Maćkowiak-Pandera przegrała wybory na prezydent stolicy, jej wynik był całkiem wysoki, pozostała ona jedną z głównych twarzy RI w samorządzie, a jako senator ma zapewnione miejsce w polityce krajowej. Być może odegra w niej teraz większą rolę. Pomimo nienajgorszego wyniku RI, wydaje się, że dni Aleksandra Beskiego w fotelu szefa stowarzyszenia są policzone, główna siła opozycyjna potrzebuje odświeżenia kadrowego, aby móc skutecznie rywalizować o głosy republikańskich wyborców z Obywatelską Rewolucją.
To właśnie OR stała się czarnym koniem wyborów samorządowych. Oczywiście piąte miejsce nie było szczytem marzeń tej formacji, która w ostatnich przedwyborczych sondażach przegrywała tylko z DiP, 14% głosów w tak trudnych i wymagajacych wysiłku organizacyjnego wyborach, jak samorządowe, jest dla nowej formacji dużym sukcesem i dobrze wróży jej na przyszłość. Fakt, że kandydaci OR byli w stanie wygrywać w miastach prezydenckich czy województwie lubuskim pozwoli nabrać tej partii wiatru w żagle i być może zawalczyć o władzę w kolejnych wyborach parlamentarnych. Do tych jednak jeszcze ponad dwa lata, a przez ten czas wiele może się zmienić na scenie politycznej. Wynik ten pokazuje też, jak wielu jest wyborców niechętnych elitom i obecnemu ustrojowi.
Niemal 10% głosów zdobyły komitety wyborcze skupione w ramach Koalicji Polskiej. Ugrupowanie to przyjęło dość dziwną strategię polegającą na wystawieniu osobnych komitetów wyborczych w każdym województwie. Być może miało to na celu przejęcie głosów komitetów regionalnych, co zresztą akurat się udało, w skali kraju zaledwie 3 radnych zostało wybranych z takich ugrupowań. KP to koalicja na pewno dość ciekawa, łącząca wchodzący w skład rządu BdWR, jak i opozycyjnych ludowców i Demokratyczne Centrum powstałe w wyniku rozłamu z Rządzić Inaczej. W jednym ugrupowaniu mamy zatem zagorzałych rojalistów, sympatyków Michała II, jak i dawnych republikanów. Koalicja ta uzyskała wynik przeciętny, dostała się wprawdzie do większości sejmików, w kilku jednak, szczególnie na zachodzie Polski, zabraknie jej reprezentantów. Kampania KP była pozbawiona konkretów, tak naprawdę nie za bardzo było wiadomo, do czego to ugrupowanie w tych wyborach dąży. Nie przysłużył mu się także brak wystawienia kandydatów na prezydentów w większości miast. Nawet start skazany na porażkę pozwoliłby takim kandydatom zyskać na rozpoznawalności, a może też zdobyć dodatkowe głosy w proporcjonalnych, a więc nieco łatwiejszych, wyborach do sejmików czy rad miast. Pod dużym znakiem zapytania stoi to, czy koalicja ta będzie kontynuowana i czy przełoży się to na wejście do rządu PSL i DC.
Podsumowując, spośród sześciu głównych komitetów startujących w wyborach samorządowych żaden nie jest chyba w pełni usatysfakcjonowany, żaden nie poniósł też jednak kompletnej porażki. W samorządach tak naprawdę utrzymany został względny status quo.
Kosma Drzewiński