Jak zamknięto w Polsce fale radiowe przed muzyką młodego pokoleniaJak to możliwe, że w całej Polsce działa mniej legalnych stacji radiowych niż istnieje samych tylko pirackich rozgłośni w Londynie? Polskie fale UKF oferują słuchaczom po kilka, maksimum kilkanaście stacji radiowych, mimo że np. słuchacz przeciętnego radia nastrojonego na UKF we Francji lub we Włoszech ma do dyspozycji około 50 stacji radiowych.
Jasne jest, że i w Polsce zmieściłoby się znacznie więcej stacji radiowych. Kto i przed czym broni polskiego eteru? Dlaczego znikają z niego stacje radiowe i kto o tym decyduje? Przeciętny polski słuchacz ma do wyboru niezwykle mało: brak "sprofilowanych" na konkretne gatunki muzyczne stacji radiowych powoduje, że oferta większości stacji radiowych stara się celować w "statystycznego" słuchacza i skupia się na guście ogółu, a nie np. na miłośnikach rocka lub reggae, nie mówiąc o nowocześniejszych rodzajach muzyki.
Dążenie do pozyskania reklamodawców to w efekcie próba zadowolenia przeciętnego słuchacza i nieodwołalne obniżenie wymagań do masowych, niekiedy prymitywnych gustów. Stacje nadające tylko jeden określony gatunek muzyki, to w Polsce ogromna rzadkość, ograniczona do największych aglomeracji. Ograniczona sztucznie, dodajmy. Na straży obecnego archaicznego systemu stoi bowiem biurokratyczny moloch, mający wszelkie nowe, niewielkie inicjatywy lokalne i niszowe, jeszcze nieznane gatunki muzyczne za absolutne zero, niepotrzebne słuchaczowi. Jednak kto i jakim prawem odmawia temuż słuchaczowi prawa dostępu do treści, jakie mogłyby być prezentowane?
Rzekomy brak częstotliwości to mit pracowicie pielęgnowany przez strachliwych dyletantów ze zcentralizowanego, opanowanego przez polityków gremium, które kontroluje rynek radiowy w Polsce i nie życzy sobie na nim zbyt wielkiego ruchu, a już na pewno żadnych nieznanych wcześniej nowości. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji jako władca eteru porusza się w swym niepodzielnym królestwie tak pewnie, że posuwa się nawet do zamykania legalnie działających stacji radiowych. Taki los spotkał m.in. najpopularniejsze krakowskie radio Blue FM i cztery stacje radiowe z okolic Konina. O nowych stacjach lokalnych polskiemu słuchaczowi wypada co najwyżej pomarzyć: procedura ich legalnego stworzenia jest obecnie tak kosztowna i czasochłonna, że nic dziwnego, iż nie powstają. Poza tym to KRRiTV przecież decyduje, jakie stacje powstaną. Przez 9 miesięcy tego roku ogłoszono tylko trzy konkursy na zagospodarowanie wolnej częstotliwości - średnio jeden konkurs na trzy miesiące.
Gdzie indziej jednak rynki niszowe są wypełnione, a przeciętny słuchacz ma do dyspozycji gatunki muzyczne, o jakich polski słuchacz nawet nie słyszał z nazwy! Londyn ze swoimi ok. 180 pirackimi rozgłośniami radiowymi to europejskie epicentrum "wolnego radia". Słuchacz znajdzie na zakresie UKF-u wszystkie rodzaje nowoczesnej muzyki klubowej: soca, ragga, house, jungle, dancehall, drum’n’bass, które zazwyczaj rzadko goszczą na antenach komercyjnych rozgłośni, a nazwy tych gatunków muzyki niewiele mówią nawet bardziej wyrobionemu słuchaczowi.
Szokiem dla niektórych może być wiadomość, że istnieją stacje radiowe wyspecjalizowane tylko w jednym z tych szerzej nieznanych, niekomercyjnych gatunków muzyki (na przykład radio emitujące tylko muzykę z dość rzadkiego i nowatorskiego gatunku ragga-jungle).
Pirackie rozgłośnie utrzymują się na rynku promując imprezy w klubach muzycznych i są ściśle połączone ze sceną didżejską, a reklama nadana w nielegalnej rozgłośni znaczy często więcej niż w mediach oficjalnych. Stacje te zarabiają na reklamach klubów po kilka tysięcy funtów tygodniowo. Oczywiście obok tego działają setki komercyjnych stacji radiowych, zorientowanych na bardziej popularne gatunki muzyczne i celujące w "standardowe" gusty. W paśmie UKF aglomeracji Londynu mieści się ponad 200 rozgłośni. Dlaczego w całej Polsce mieści się ich kilkadziesiąt?
Według Piotra Metza, współtwórcy radia RMF FM, stacje pirackie zawsze były awangardą na rynku radiowym i tworzyły motor napędowy zmian. Według jego opinii, obecnie z rynku polskiego znikają ostatnie stacje niszowe i właśnie tu pojawia się miejsce dla ludzi chcących tworzyć stacje radiowe poświęcone tylko jednemu gatunkowi muzycznemu. Być może jest to jedyna metoda na powstrzymanie powodzi celujących w masowe gusta treści komercyjnych, jaka zalała polski eter?
Analizując istniejące sieci "wolnego radia" można stwierdzić, że są one przedsięwzięciami niekomercyjnymi, nakierowanymi na promowanie rzadkich, nowatorskich gatunków muzycznych lub na integrowanie lokalnych społeczności. W Polsce od wielu lat działają już nielegalnie niszowe stacje radiowe, jak np. krakowskie radio Rave FM, nadające szybsze gatunki klubowej muzyki elektronicznej. Ponadto dla sceny muzyki klubowej, z powodu problemów z pozyskaniem praw autorskich do miksowanych z wielu źródeł utworów (np. fragmentów podkładów, tzw. riddimów), często jedyną realną możliwością zaistnienia w świadomości słuchaczy pozostaje rozpowszechnienie niekomercyjne. Inna grupa to lokalne stacje radiowe, których nie stać na opłacenie kosztownych koncesji, opłat za zajmowanie eteru i różnych zezwoleń. Takie stacje, jak np. MAGIC FM, nadające w małych miasteczkach, chętnie zalegalizowałyby swoją działalność, ale nie mają na to funduszy.
Internetowa Sieć Wolnego Radia wylicza około 30 piratów, choć kiedyś było ich nieco więcej. Jednak to nie srogie sankcje odstraszają piratów. Kary za nielegalne nadawanie to zazwyczaj kilkusetzłotowe grzywny i przepadek sprzętu, choć zdarzają się wyjątki: bielskie radio Bomba musiało zapłacić 50 tys. PLN z tytułu nieopłaconych tantiem do ZAIKS-u i używania nielegalnego oprogramowania. Obecne prawodawstwo nakazuje złapanie nielegalnego nadawcy na gorącym uczynku, co wcale nie jest łatwe dla zbiurokratyzowanych urzędów: wiele stacjinadaje tylko wieczorami. Ponadto procedurę szukania nielegalnego nadawcy można wszcząć dopiero w momencie, gdy ktoś złoży oficjalną skargę lub donos. Dodatkowo niski koszt sprzętu nadawczego (nadajniki radiowe można zakupić już za 200 zł) oraz upowszechnienie technik informatycznych (utworzenie radiowej playlisty z utworów w formacie MP3 jest w zasięgu umiejętności każdego "rozgarniętego" użytkownika nowoczesnego komputera) powoduje, że na własne radio stać niemal każdego.
Uchwycenie nielegalnego nadawcy jest trudne, a oni sami stosują coraz lepsze techniki zabezpieczeń: sygnał do nadajnika dociera ze studia nie za pomocą kabla, ale fal radiowych, ponadto same nadajniki są skrzętnie ukryte. Stacje brytyjskie ewentualny przepadek nadajnika wliczają w koszty działalności i są przygotowane na tego typu ewentualność, z uporem kontynuując nadawanie. Jak na razie, istnieją na rynku. Analiza raportów władz brytyjskich pokazuje, iż akcje nakierowane na zwalczanie nielegalnych rozgłośni przynoszą niewielkie efekty: mimo statystycznych kilku interwencji przypadających rocznie na jedną nielegalną stację radiową, ich liczba zmalała nieznacznie. Od ubiegłego roku spada jednak liczba interwencji brytyjskiego Inspektoratu Radiokomunikacji: nie miały one wielkiego efektu. Po zdjęciu jednego nadajnika cisza w eterze nie trwała zazwyczaj więcej niż kilka godzin i pirat odzywał się na nowo.
Brytyjskie stacje radiowe najczęściej lokują swoje nadajniki na szczytach wieżowców, w trudnodostępnych szybach wind. Często są one wmurowane lub nawet wspawane do rur, co nie ułatwia ich wykrycia. Żywot stacji pirackich może być bardzo długi, czego przykładem jest działające ok. 20 lat pirackie radio w Amsterdamie: działało aż do momentu, gdy jego częstotliwość sprzedano nowemu nadawcy komercyjnemu. Dziś działa w Internecie i odgraża się, że wróci w eter.
Czy nielegalna działalność nadawcza jest jedyną możliwością propagowania treści niekomercyjnych? Jak na razie, darmową koncesję może otrzymać nadawca społeczny. Według Ustawy o Radiofonii i Telewizji, za nadawcę społecznego uznaje się fundację lub związek wyznaniowy, którego program "upowszechnia działalność wychowawczą i edukacyjną, działalność charytatywną, respektuje chrześcijański system wartości za podstawę przyjmując uniwersalne zasady etyki oraz zmierza do ugruntowania tożsamości narodowej". Jest tych nadawców w Polsce ośmiu, w tym, a może przede wszystkim, Radio Maryja. I na tym krąg legalnych stacji niekomercyjnych się w zasadzie zamyka.
Pewną nadzieję na zmiany prawne niesie Niezależna Inicjatywa Nadawcza NINA. Ta grupa lobbystów wywodzących się z twórców internetowych stacji radiowych stawia sobie za cel przekonanie posłów do wprowadzenia niekoncesjonowanego dostępu do eteru małych radiostacji lokalnych o mocach do 10W, nadających w paśmie UKF. Według aktywistów tej organizacji, zgoda na emisję radiostacji małej mocy obejmującej zasięgiem średniej wielkości osiedle, miasteczko czy wieś, o mocy 100- do 1000-krotnie mniejszej od radiostacji komercyjnych, powinna leżeć nie w gestii KRRiTV, ale w rękach władz samorządowych wydających decyzję w porozumieniu z Urzędem Regulacji Telekomunikacji i Poczty co do przydziału częstotliwości, oraz odpowiednim urzędem w kwestii otrzymania homologacji na urządzenia nadawcze.
Inicjatywa NINA uważa za niepotrzebne, a nawet szkodliwe, przesadne i nieadekwatne dla małych stacji regulacje dotyczące deklaracji zakresu programowego oraz oceny ich planu budżetowego. Za wystarczające jej sygnatariusze uznają istniejące już regulacje prawne i prawa rynkowe. Według nich, stawiane małym, nowym stacjom ograniczenia przypominają do złudzenia system rozdzielczo-nakazowy ancien regime’u, mający raczej ograniczać inicjatywy niż pozwalać działać.
Autorzy idei NINA stwierdzają, iż "pogoń za reklamodawcami powoduje konieczne obniżenie wymagań do masowych, najprymitywniejszych gustów", co w połączeniu z "wszelkimi płyciznami zjawisk dźwiękowych w polskim eterze" jest "swoistym, niechlubnym signum temporis dzisiejszego świata". Definiują oni aktualną politykę rządu wobec radia jako tworzenie "rozwiązań prawnych, które zamykają drzwi przed samoregulacją rynku, pozostawiając na placu boju tylko przedsięwzięcia nastawione na filozofię zysków i strat". Domagają się likwidacji barier dla propagowania w mediach treści o charakterze lokalno-społecznym, oraz wszelkich przejawów wysokiej sztuki niekomercyjnej - muzyki klasycznej, współczesnej, eksperymentalnej, jazzu etc.
Co zrobić, aby polepszyć sytuację nadawców legalnych? Zlikwidować zcentralizowaną władzę nad radiem, a przede wszystkim odebrać KRRiTV wyłączność na wydawanie koncesji i rozdzielanie częstotliwości i przekazać ją w ręce samorządów województw. Sowite opłaty za użytkowanie częstotliwości powinny zostać zamienione na zwykły mechanizm rynkowy w przypadku nadmiaru chętnych na nadawanie w eterze, a tam, gdzie chętnych na nadawanie audycji radiowych jest mniej niż wolnych częstotliwości, opłat tych nie powinno być wcale. Wzorem rozwiązań ekonomicznych stosowanych na tzw. rynkach sieciowych, powinna być wprowadzona zasada, iż koncesja to tylko akt potwierdzający zdolność nadawcy do nadawania na terenie kraju, i nie precyzujący częstotliwości, na jakich będzie on nadawał. Konkretne wolne częstotliwości wyszukuje sam nadawca, i może je wykorzystywać, jeśli nikt inny nie udowodni, że nowy nadawca zakłóca jego działalność. Licencje na nadawanie o małym zasięgu powinny być bezpłatne i wydawane przez władze samorządowe. Tak liberalny system z pewnością szybko zapełniłby pustkę polskiego eteru w stopniu porównywalnym z tym na zachodzie Europy, a świat polityki nie miałby możliwości blokowania powstawania niewielkich niezależnych stacji radiowych, taniego i niekiedy jedynego jeszcze naprawdę lokalnego medium.
Z partii parlamentarnych najbliżej inicjatywy jest Stronnictwo Centrowo-Demokratyczne które zdecydowanie popiera inicjatywę NINA (planowała nawet człowieka z tej inicjatywy zgłosić na stanowisko członka Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji) i w tum celu stworzyło szereg ustaw medialnych które za zadanie mają nie tylko z cyfryzowanie radia i oddanie niemal całej puli dotychczasowego przedziału częstotliwości radiofonii amatorskiej i lokalnej dzięki przeniesieniu wszystkich stacji (także lokalnych które wyrażą takie zainteresowanie) do formy częstotliwościowej przeznaczonej dla radiofonii cyfrowej.
Partia Katarzyny Kajkowskiej dzięki swoim projektom chce podjąć debatę o kształcie funkcjonowania mediów w Polsce. Podobne założenie ma też Ruch Konserwatywny i gdyby tak naprawdę nie potrzebny spór tych dwóch partii o dwie ustawy to byłaby szansa na duży głos polityczny w tej sprawie. Obecnie NINA jak i nadawcy radiofonii amatorskiej, w tym pirackiej i internetowej apelują do obu partii o zaprzestanie sporu i o wspólne skupienie się na meritum projektów w którym to obaj mają wspólny głos różniący się jedynie małymi detalami możliwymi do pogodzenia. Popierają tutaj całościowo projekty obu partii które powinny być złączone w jeden projekt. Podkreślają tutaj że Ruch Konserwatywny obiecał dyskusje z regulatorami rynku na temat zmian w zakresie medialnym. Apelują, by dotrzymali oni postulaty ich jak i SCD pod uwagę w odświeżonej wersji swojego projektu.
Wyżej wymienieni apelują też do instytucji zajmujących się mediami lub prawem - w tym Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, Urzędu Komunikacji Elektronicznej, Rady Ministrów, Parlamentu (i będących w nim w wszystkich partii politycznych) oraz Króla o rozpoczęcie debaty na temat zmiany funkcjonowania mediów w Polsce - w tym pełnej cyfryzacji radia, wyłączeniu analogu radiowego w przypadku stacji sieciowych i nielokalnych, poprawy zasady must carry w przypadku telewizji i dodanie jej w przypadku radia, migracji częstotliwościowej i technologicznej radia i telewizji oraz coraz częściej podniesionej legalizacji radiofonii pirackiej w tym także zastąpienia pojęcia "piractwa" pojęciem radiofonii amatorskiej. Jak zaznaczają we wspólnym stanowisku do mediów i innych partii politycznych członkowie SCD i inicjatywy NINA rynek medialny wymaga gruntownego zreformowania by był gotowy na każde wymagania ze strony swoich odbiorców.
Przypomnijmy że SCD od samego swojego początku popierało zmiany na rynku postulując między innymi cyfryzacje czy ogranicznie zbyt dużego rozwoju stacji sieciowych na rzecz lokalnych i półlokalnych. Działalność podłoże w sytuacji, w której różnogatunkowe stacje lokalne są spłycane przez różne stacje sieciowe które program lokalny mają ograniczone do minimum a przeważnie nadają ten sam ogólnopolski program.
Wracając jednak do kwestii zagranicznych tak naprawdę doświadczenia krajów zachodnioeuropejskich pokazują, iż radio może istnieć także bez zgody władz. Technika i jej upowszechnienie poczyniła bowiem zbyt wielkie postępy, by jej wykorzystanie można było w pełni kontrolować. Być może to właśnie ekspansja nielegalnych nadawców niekomercyjnych w Wielkiej Brytanii rozpropagowała muzykę klubową i spowodowała, że Londyn jest jej niekwestionowaną europejską stolicą? Także dzięki nielegalnemu wejściu na rynek w przeżywającej transformację ustrojową Polsce, pojawiły się pierwsze radia komercyjne, oczywiście zaczynające jako piraci. Przecież dwie największe polskie stacje prywatne - Zetka i RMF FM - także zaczynały nadając nielegalnie i de facto wymusiły otwarcie rynku dla innych nadawców niż państwowi. Przyznanie koncesji telewizyjnej dla prywatnej stacji Polsat także było efektem pojawienia się na rynku jak najbardziej pirackich stacji telewizyjnych sieci Polonia 1, które po prostu wykorzystały wolne częstotliwości.
Dotychczasowa polityka niemal każdego rządu była w większości wypadków spóźnioną reakcją na sytuację na rynku i próbą jej (pod)porządkowania. Czy tak będzie i w przypadku radiowych stacji niekomercyjnych a nawet tych telewizyjnych - czy rynek wyprzedzi polityków? Mało prawdopodobne jest bowiem, by stało się odwrotnie. Najprawdopodobniej jednak sytuacja w polskim eterze po prostu się nie zmieni: dalej będzie głucho, pusto, i przede wszystkim: strasznie, śmiertelnie nudno.