Dr Izolda Walczak komentuje debatęPalmę zwycięstwa w debacie należy moim zdaniem przyznać Januszowi Palikotowi i Pawłowi Kukizowi. Obaj swą bezpośredniością, autentycznością, dobrze rozumianym populizmem mogli do siebie przekonać. Roztaczali przed słuchaczami wizje, choć nie obiecywali cudów na kiju. Bardzo zrećznie punktowali tez pustosłowie przedmówców.
Najbardziej profesjonalnie wypadły Anna Radziwiłł-Schmidt i Ilona Antoniszyn-Klik. Doskonale mieściły się w limitach czasowych, mówiły na temat, choć nieraz też sypały komunałami. Zwraca uwagę fakt, że opinie Radziwiłł-Schmidt różnią się w kilku punktach od linii rządu PO-PSL. Albo świadczy to o jej dużej samodzielności, albo też jest próbą pozyskania rozczarowanych wyborców.
Sondaże nie są łaskawe dla Mikołaja Liściowskiego, ale wykorzystał on dobrze debatę, będącą szansą na ostatniej prostej kampanii. Trochę kreował się na polskiego Orbana, choć nie mówił tego wprost, na pewno jego dobry występ zmobilizuje wyborców prawicy. Dobrze wypadł też Korwin-Mikke, choć on na mobilizację sympatyków nie ma co narzekać.
Janina Dobrzyńska mogła się podobać - była dynamiczna, miała świetny pomysł z przyniesionymi planszami. Jej największy problem polegał na tym, że mówiła dawno po tym jak rozbrzmiewał gong odmierzający czas. W odpowiedzi na pierwsze pytanie sypała ogólnikami, zaskoczyła też nader liberlanymi poglądami na gospodarkę.
Występy Iwony Piątek i Grzegorza Brauna stanowiły przykład pluralizmu polskiej demokracji.