RadLew tłumaczy swoje stanowisko: „Nie dla bezrefleksyjnej militaryzacji Europy”
Podczas konferencji prasowej po głosowaniu nad ustawą ratyfikującą akcesję Bośni i Hercegowiny do NATO, przedstawiciele Radykalnej Lewicy wyjaśnili, dlaczego ugrupowanie zdecydowało się na wstrzymanie od głosu. Posłanka Alicja Kaczmarska podkreśliła, że choć RadLew sprzeciwia się dalszej militaryzacji Europy, to zdaje sobie sprawę z realiów geopolitycznych, w jakich znajduje się Bośnia i Hercegowina.
— Nie jesteśmy partią, która działa w czarno-białych schematach — rozpoczęła Kaczmarska. — Rozumiemy, że w obliczu niestabilności regionu władze Bośni i Hercegowiny mogą postrzegać NATO jako gwarancję bezpieczeństwa. Ale czy rzeczywiście kolejne rozszerzenie Sojuszu rozwiąże głębokie problemy tego kraju? Czy NATO zapewni pokój, czy raczej utrwali podziały i napięcia?
Kaczmarska zaznaczyła, że RadLew nie mogła zagłosować za ustawą, ponieważ jest przeciwna dalszemu zbrojeniu Europy i przerzucaniu kolejnych kosztów wojskowych na społeczeństwo. Jednak głos przeciwko mógłby zostać odebrany jako sprzeciw wobec aspiracji samej Bośni i Hercegowiny.
— Nie chcemy, by nasza decyzja była interpretowana jako brak solidarności z mieszkańcami tego kraju. Nie mamy złudzeń co do tego, jak wygląda sytuacja na Bałkanach. Wstrzymując się, wysyłamy jasny sygnał: sprzeciwiamy się polityce konfrontacji i budowania bezpieczeństwa na linii frontu, a nie na dyplomacji — powiedziała.
Posłanka RadLew zwróciła uwagę na konsekwencje geopolityczne tej decyzji.
— Zadajmy sobie pytanie: czy NATO naprawdę działa na rzecz pokoju? Historia uczy, że interwencje Sojuszu często przynosiły chaos i destabilizację, zamiast budować bezpieczeństwo. Bośnia i Hercegowina potrzebuje wsparcia gospodarczego i politycznego, a nie nowych baz wojskowych i kolejnej linii podziału w Europie — zaznaczyła.
RadLew podkreślił również aspekt finansowy akcesji Bośni i Hercegowiny do NATO.
— Mówi się, że dla Polski nie będzie to miało żadnych konsekwencji finansowych. To bzdura. Każde rozszerzenie Sojuszu oznacza nowe zobowiązania, nowe wydatki i kolejne priorytety militarne kosztem wydatków socjalnych. Nie chcemy, by Polska była państwem, które wydaje miliardy na wojsko, a oszczędza na edukacji, ochronie zdrowia i polityce mieszkaniowej — powiedziała Kaczmarska.
Podsumowując, RadLew wyraził rozczarowanie tym, że debata na temat rozszerzenia NATO była zdominowana przez bezrefleksyjne poparcie dla decyzji Sojuszu.
— Nie jesteśmy przeciwko współpracy międzynarodowej, ale Polska nie może być ślepym wykonawcą każdej decyzji NATO. Nasze bezpieczeństwo powinno być oparte na dialogu, budowaniu niezależnej polityki i realnym wsparciu dla stabilności regionu — a nie na automatycznym powtarzaniu, że więcej NATO to zawsze więcej bezpieczeństwa — zakończyła Kaczmarska.
RadLew zapowiedział, że będzie walczyć o bardziej suwerenną i pokojową politykę zagraniczną Polski, sprzeciwiając się bezrefleksyjnej militaryzacji i dalszemu podporządkowywaniu polityki społecznej celom obronnym.