To były historyczne wybory
Od wyborów do Sejmu upłynęło już kilka tygodni, nowy parlament zdążył już zebrać się na pierwsze posiedzenie. To dobry moment, aby przyjrzeć się scenie politycznej, jaka powstała w wyniku tej elekcji. A zmieniło się na niej naprawdę sporo. Bezdyskusyjne zwycięstwo odniosło RZO. Wynik liberalnej koalicji jest rekordowy nie tylko w IV RP, ale w ogóle od upadku komunizmu. Po raz pierwszy jednemu komitetowi udało się zdobyć samodzielną większość, dodatkowo przy rekordowo wysokiej frekwencji. Co przyczyniło się do takiego wyniku? Na pewno w dużej mierze znużenie rządami DiP i jego koalicjantów, oczekiwania reform. To jednak nie tłumaczy wszystkiego, w końcu jeszcze kilka miesięcy temu to odchodząca koalicja wygrała wybory do Senatu. RZO przeprowadziło bardzo dobrą kampanię, w zasadzie nie było w niej żadnych potknięć. Aleksandrowi Sternickiemu, który wcześniej miał opinię polityka nieco aroganckiego, udało się zbudować bardziej pozytywny wizerunek, co przyczyniło się do indywidualnego rekordowego wyniku na liście krajowej, choć zajmował na niej dopiero drugie miejsce. Sternicki zaprezentował się w kampanii jako mąż stanu, z konkretnym programem reform. Premier Olszewska czy marszałek Popowska wypadały przy nim bardzo blado, nie mówiąc już o liderach pozostałych ugrupowań. Sukces RZO w JOWach był możliwy dzięki brakowi tak szerokiej współpracy wyborczej odchodzącej koalicji, jak w wyborach w 2034 roku, czy w wyborach do Senatu w 2037. Tak naprawdę tym razem porozumienie RdP i Prawicy było tylko w kilkunastu okręgach. Mimo to zaskakujące jest, że RZO mimo olbrzymiej przewagi procentowej uzyskało stosunkowo niewielką premię za ordynację większościową. W wielu okręgach ich kandydaci przegrywali z popularnymi posłami RdP, Prawicy, czy nawet ZLR. Na niekorzyść RZO zadziałała struktura poparcia tej koalicji. O ile w większych miastach zazwyczaj kandydaci liberałów wygrywali bez problemu z dużą przewagą, o tyle na prowincji, szczególnie na wschodzie kraju, poparcie było bardzo wyrównane. Tu w pokonaniu dotychczasowych posłów mogłoby pomóc wystawienie naprawdę mocnych kandydatur, z silną lokalnie pozycją. O ile bowiem w metropoliach zazwyczaj głosuje się partyjnie, na prowincji często przynależność partyjna nie odgrywa aż tak ważnej roli, jak zasługi danego polityka dla lokalnej społeczności. Wystawianie w takich okręgach spadochroniarzy, co zdarzało się RZO, jest łatwym przepisem na wyborczą porażkę. I tak jednak RZO udało się uzyskać imponujący wynik.
RdP w kampanii postawiło na kampanię mocno lokalną, słusznie chyba spodziewając się, że i tak nie ma szans zawalczyć z RZO o pierwsze miejsce. Rządzący ze swoimi obietnicami brzmieli dość niewiarygodnie. W społeczeństwie powszechne było przekonanie, że w minionej kadencji niewiele się w polityce działo i to pomimo, że rządząca koalicja posiadała większość konstytucyjną. Do głosu na RdP zapewne skłonił część wyborców strach przed przejęciem władzy przez RZO, które jawi się jako ugrupowanie otwarcie kontestujące dotychczasowy porządek, a wręcz ustrój. Choć zatem RdP przegrało, uzyskało procentowo niemal tożsamy wynik z tym, z jakim Koalicja Obywatelska wygrała wybory w 2034 roku. Niezły wynik indywidualny uzyskała marszałek Popowska, czy premier Olszewska. Prestiżową porażkę odniósł natomiast Marcin Schmidt, który przegrał w JOWie z kandydatem RZO. Okręg ursynowsko-wilanowski jest jednak na tyle liberalny, że trudno było tam odnieść sukces nad RZO, szczególnie, że dotąd jego reprezentantem w parlamencie także był przedstawiciel opozycji. Można powiedzieć, że liberalni wyborcy odwrócili się w tych wyborach od RdP. Koalicji pod wodzą marszałek Popowskiej udało się utrzymać przewagę jedynie na prowincji i w kilku okręgach wielkomiejskich, gdzie miała mocnych kandydatów, a RZO postawiło na słabsze osobowości.
Po latach władzy RdP będzie musiało odnaleźć się w opozycji. Pytanie, jaką strategię przybierze, czy opozycji konstruktywnej, czy totalnej. Jeśli wygra ta druga opcja, nowemu rządowi może być naprawdę ciężko, nie ma w końcu większości w Senacie, a ten odgrywa bardzo istotną rolę w procesie stanowienia prawa.
Choć Prawica zajęła dopiero trzecie miejsce, jej wynik wcale nie jest aż tak rozczarowujący. Kilkunastoprocentowe poparcie Prawica notuje od lat, nikt chyba nie spodziewał się, że w tych wyborach będzie ono wyższe. Udało jej się także tradycyjnie wygrać w dwóch województwach - Podkarpackim i Lubelskim, co przy tak olbrzymiej przewadze RZO jest pewnym wyczynem. Choć tym razem w większości okręgów nie było współpracy wyborczej pomiędzy RdP a Prawicą, spora część wyborców rządzącej koalicji i tak głosowała na tego kandydata, który miał większe szanse na pokonanie kandydata RZO. W wielu okręgach na wchodzie RdP wystawiło zresztą spadochroniarzy, którzy odnotowali niemal śladowe poparcie.
Wyniki zdecydowanie zmieniły także wewnętrzną sytuację w Prawicy. W 2034 roku NA (wówczas jeszcze pod szyldem SNK), PiS i PLK zdobyły zbliżoną liczbę posłów. Tym razem sytuacja jest diametralnie inna, prawie połowa posłów Prawicy to reprezentanci Narodowej Alternatywy, która praktycznie zachowała stan posiadania sprzed wyborów. Choć na listach reprezentanci NA wcale nie dominowali, to kandydaci tej partii prowadzili najaktywniejszą kampanię, z najmocniejszym wsparciem wicepremiera Romana Liściowskiego. NA wystawiło wiele nowych, stosunkowo młodych osób, które wzmocniły wynik komitetu.
Słabo wypadł PiS, który dotąd miał najliczniejszą reprezentację we wspólnym klubie. Co ciekawe także na listach Prawicy najwięcej było kandydatów tej partii. Co przyczyniło się do takiego wyniku? Wielu starszych posłów PiS tym razem zrezygnowało z reelekcji, po części zapewne w obawie przed porażką, po części z racji wieku. Kandydaci, którzy ich zastąpili, nie byli aż tak rozpoznawalni i najczęściej nie wywalczyli mandatu. Osłabienie PiS oznacza najpewniej, że z prezesurą pożegna się Władysława Rosenfelder. W kuluarach od dawna wskazuje się zresztą, że przez zaangażowanie samorządowe i brak zasiadania w rządzie była najmniej wpływową liderką Prawicy.
Jeszcze słabsze w nowym Sejmie jest PLK. Partia nie była w stanie odbudować się po rozłamie, w wyniku którego powstała Nowa Nadzieja, zaszkodziły jej także kontrowersje wokół ministra Pawła Pudłowskiego, jednego z jej reprezentantów w rządzie. Ewidentnie prezes Kowalskiej, która stoi na czele PLK od 2029 roku, brak trochę pomysłu na dalsze działania partii.
Przed wyborami pojawiały się plotki, że planowane jest zjednoczenie partii wchodzących w skład Prawicy w jedną partię. Wtedy ostatecznie nic z tego nie wyszło, może jednak teraz, wobec zdecydowanego wzmocnienia NA we wspólnym klubie, do zjednoczenia jednak dojdzie?
Bardzo przeciętny wynik zanotował ZLR, tylko niewiele wyższy, niż rekordowo niski wspólny wynik SLD i RadLewu w wyborach w 2034 roku, jednocześnie dużo słabszy, niż jeszcze w wyborach do Senatu przed kilkoma miesiącami. Lewica w kampanii wyborczej praktycznie nie istniała, jej całkowitej marginalizacji przez RZO zapobiegło chyba jedynie to, że z list liberałów w wyborach startowało kilku polityków Nowej Nadziei, znanych dotąd z mocno prawicowych poglądów, dość mało RZO mówiło też w kampanii o kwestiach światopoglądowych, co zatrzymało odpływ lewicowych wyborców. Z drugiej strony odnotować należy sukces ZLR na Podlasiu, które jest jedynym regionem, w którym lewica wygrała. Przyczyniła się do tego jednak w dość niewielkim stopniu kampania wyborcza, a w większym lokalne zakorzenienie kandydatów. Wszystkie cztery mandaty zdobyli kandydaci kojarzeni raczej z prawym skrzydłem lewicy, w tym jeden reprezentant Samoobrony. Biorąc pod uwagę, że w regionie dość słabych kandydatów przedstawiła ustępująca koalicja, można przyjąć teorię, że część wyborców RdP i Prawicy strategicznie zagłosowało na dotychczasowych posłów lewicy, byle tylko nie dopuścić do wygranej w ich okręgu kandydata RZO.
Chyba największym przegranym w ramach ZLR jest RadLew, który wprowadził do Sejmu zaledwie dwie posłanki. Mandat stracił m. in. lider tej partii Piotr Tkaczowski, co zapewne przyspieszy zmiany na jej czele.
Słaby wynik, szczególnie w porównaniu z sukcesem Grzegorza Brauna w wyborach senackich, zanotowała Konfederacja Korony Polskiej. Brak charyzmatycznego lidera na jej listach spowodował, że mniej osób zdecydowało się wesprzeć skrajną prawicę. Przyczyniła się do tego zapewne także bardziej konserwatywna retoryka Prawicy.
Czas pokaże, czy RZO na długo zdominuje polską politykę, czy nowemu rządowi uda się wprowadzić w życie swoje szumnie zapowiadane reformy.
Kosma Drzewiński